Zapowiedziana przez rząd nowelizacja budżetu była jednym z głównych tematów dyskusji publicystów w ostatnich „Porankach” Radia Tok FM. Przypomnijmy: w kasie państwa brakuje 24 mld zł. Dziurę rząd chce załatać na dwa sposoby – oszczędzać na wydatkach, co da 8 mld zł., ale przede wszystkim zamierza zwiększyć deficyt o 16 mld zł.
Zdaniem redaktora naczelnego POLITYKI Jerzego Baczyńskiego nowelizacji należało się spodziewać, bo poprzedzała ją dość spójna sekwencja wydarzeń: - Już w momencie powstawania budżetu większość ekspertów mówiła, że założenia, które przyjął Rostowski, zakładając wyższy wzrost gospodarczy i wyższą inflację , są nierealistyczne – przypomniał publicysta. - Nie podejrzewam, że minister był głuchy na te opinie i nie wiedział, że trochę z tymi założeniami przestrzelił. Była to decyzja całkowicie świadoma – dodał.
Jak zauważył Baczyński, budżet państwa jest konstruowany dość specyficznie. - Jeśli chodzi o wydatki jest dosyć sztywny, ale w przypadku dochodów jest prognozą. Prognozą zapisaną w tych założeniach - tłumaczył. Bardziej optymistyczna prognoza dawała zaś ministrowi większą swobodę w wydatkach. Bo – jak stwierdził Jerzy Baczyński - gdyby Rostowski przyjął to, czego się spodziewał, czyli niższe wpływy, musiałby skonstruować budżet bardziej restrykcyjny właśnie po stronie wydatków. - A cała polityka rządu i Rostowskiego jest taka, by chronić wydatki. W tę samą stronę zmierza tryb wprowadzenia tej nowelizacji - zaznaczył. - Rostowski przyjął, i jest to w Europie dosyć powszechnie akceptowane, przez nasz rząd na pewno, że w fazie dekoniunktury nie można zbyt mocno zaciskać pasa, nie można iść drogą Grecji.
- Dlatego ten tryb nowelizacji przeciętnego obywatela praktycznie nie dotknie.