Ale jeśli spojrzy się na budżet wojska po odjęciu wydatków na pensje i emerytury (14,2 mld zł), to okazuje się, że wojsko będzie musiało ściąć swoje wydatki o ok. 35 proc., a to już może zaboleć. MON najbardziej zależy na przekazaniu żołnierzom komunikatu, że ich pensje i dodatki nie są zagrożone. Resort boi się powtórki fali odejść z wojska, która miała miejsce dwa lata temu. W piątek z misją uspokojenia żołnierzy wybrał się w podróż po jednostkach minister Tomasz Siemoniak. Odwiedził Sulechów i Żagań. Wszędzie z tym samym prostym komunikatem: – Nie można się obrażać, że wypływy z podatków okazały się mniejsze od planowanych o 25 mld zł. Jeśli się mniej zarobiło, to trzeba też będzie mniej wydać. Ale nie będziemy oszczędzać na ludziach.
Skoro nie na ludziach, to ciąć trzeba będzie po zakupach. Tyle że resort padł ofiarą własnego sukcesu. W tym roku MON dosyć sprawnie i terminowo rozstrzygał przetargi. Zawarto już ponad 60 proc. umów. A byłoby ich więcej, gdyby już w czerwcu nie przystopowano podpisywania kontraktów wobec sygnałów o niedopinaniu się budżetu. Ofiarą oszczędności padły np. samoloty bezzałogowe, których zakup odsunięto w czasie. Jednak z części kluczowych przetargów, np. kontrakt samochodowy na nową generację ciężarówek, MON postanowił nie rezygnować.
Dlatego główne oszczędności będą polegały na obcięciu kosztów funkcjonowania jednostek. Wojsko ma dostać mniej paliwa, amunicji i części zamiennych. Pojazdy na dłużej zalegną w hangarach. A żołnierze będą się rzadziej pojawiali na poligonach. A po część potrzebnych im rzeczy sięgną do swoich głębokich magazynów. Jednak w ten sposób 3 mld się nie uzbiera. Dlatego resort planuje również przeciągnąć w czasie rozstrzygnięcie kluczowych przetargów, tak aby za sprzęt w tym roku nie płacić. Takie rozwiązanie może dotyczyć przetargu na samolot szkoleniowy i śmigłowce. MON nie kupi też w tym roku dwóch śmigłowców salonek dla VIP.