Żandarmeria Wojskowa zatrzymała w zeszłym tygodniu 400 l alkoholu w ładunku do Afganistanu. O sprawie zrobiło się głośno, kiedy okazało się, że transport był przeznaczony m.in. dla żołnierzy GROM. Na forach natychmiast pojawiło się sporo mało przychylnych wpisów na temat morale elitarnej jednostki.
– Takie rzeczy wypisują tylko goście, którzy Afganistan znają z seriali. Chociaż nie, przecież w „Misji Afganistan” też popijali piwko i mieli skitraną flaszkę – mówi jeden z byłych żołnierzy GROM. Tyle że dotychczas na misji nigdy nie złapano żadnego żołnierza GROM pod wpływem alkoholu. A jak mówią żołnierze, feralny transport nie był do użytku własnego. Do Afganistanu alkohol leciał służbowo. – Na takiej misji wódka to waluta. Właściwie bezcenna, bo trudno dostępna – dodaje były żołnierz jednostki. Za alkohol można kupić informacje. Zbliżyć z afgańskimi służbami, które mają korzenie sięgające rosyjskiej okupacji i zostały im rosyjskie nawyki. Butelką nie pogardzą też amerykańscy kontraktorzy, którzy są wynajmowani przez sojuszników do naprawy sprzętu. – Sprzęt się psuje i jest go coraz mniej, bo od miesięcy trwa cicha ewakuacja – opowiada osoba dobrze zorientowana w afgańskich realiach. – Masz do wyboru czekać dwa tygodnie na swoją kolejkę. Albo przyspieszyć procedurę. W wojsku trwa teraz spór, jak rozwiązać sprawę. Oficjalnie nikomu nie postawiono jeszcze zarzutów.