A tych nie brakuje. W polskiej polityce wielką karierę robi dzisiaj fraza: to jest niedopuszczalne, niewłaściwe, ale... Jasne, że nie wolno bić, ale Miecugow sam sączył przez lata lewacki jad w „Szkle kontaktowym”, więc przyszła kryska. Podobnie wcześniej w przypadku Władysława Bartoszewskiego: nie wypada buczeć na kombatanta i politycznego więźnia stalinizmu, ale przecież pan Bartoszewski prowokował.
Owszem, wymierzony w Litwinów transparent o chamach i panach podczas piłkarskiego meczu to rzecz głęboko oburzająca, ale przecież „kibice zawsze będą mieli stanowisko i zawsze będą chcieli się wypowiadać, powinniśmy to zaakceptować” – stwierdził jeden z „niepokornych” publicystów, a zresztą Litwini też prowokują. Może i Agnieszka Holland nie robi hagiograficznego filmu o generale Jaruzelskim i ta plotka ją krzywdzi, ale widocznie coś wcześniej musiało być w jej słowach i politycznej postawie, że wszyscy w to uwierzyli i niech się Holland nad sobą zastanowi.
Słowem, my byśmy tego nie zrobili, nie powiedzieli i Miecugowa nie uderzyli, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. A jeżeli jest przyczyna, to bardziej prostolinijne, szczere osobowości, niemające tak silnych nerwów, wyrafinowania i kindersztuby jak prawicowi komentatorzy, nie wytrzymują. I w końcu łoją albo krzyczą. Słowem, my jesteśmy jeszcze eleganccy, ale popatrzcie, co będzie, jak się naród naprawdę wkurzy, na przykład podczas szykowanych na jesień związkowych i radiomaryjnych demonstracji.
Cokolwiek się zatem zdarzy – każdy właściwie akt przemocy i agresji – zostanie rozgrzeszone potem albo nawet przedtem, bo przecież wszyscy widzą, że za tej władzy jest nie do wytrzymania, a jej przedstawiciele i zwolennicy bez przerwy prowokują. Widać i czuć coraz bardziej jawne moralne przyzwolenie na gwałtowne słowa i czyny, jakie płynie ze strony zyskującej poparcie ideologicznej formacji. Słychać, że rewolucja nie będzie robiona w rękawiczkach, a ciosy, jakie spadły na biednego Miecugowa, przy tym akcie dziejowej sprawiedliwości będą się jawić jak niewinny żart. To już nie brzmi nawet jak głupota i hipokryzja, ale – tylko trochę zawoalowana – groźba.