Nikt lepiej niż Mrożek nie sportretował krytycznie Polaków. Z ich fobiami, cierpiętnictwem, mitem wiecznej ofiary. Czas się zmieniły, ale Polak dalej jest taki sam. W wielu sytuacjach może się przypominać ten Polak za granicą z opowiadania „Moniza Clavier”, który pokazuje wybity ząb „za Polskę”. Taki, jak na jednym z rysunków, na którym jedna postać skacze po drugiej krzycząc: „Ja cierpię !”. Mrożek stworzył język , który rozumieli wszyscy, dziś nie ma nikogo, kto w ten sposób potrafiłby połączyć różne środowiska. Tym bardziej Mrożka brak.
Nie był typem prześmiewcy: “Nie chodziło o to, żeby stać z boku, śmiać się i szydzić. W moim przypadku pod szyderstwem kryła się moja osobista niedola psychiczna, niewygoda, nawet rozpacz. Szydzenie bywa na ogół trzymaniem fasonu, dotyczy to nie tylko jednostek, ale całych narodów. Mówi się o humorze żydowskim czy o humorze Ormian, ale istnieje też humor polski. We wszystkich przypadkach chodzi o narody ciężko doświadczone, które szydząc zachowywały poczucie humoru jako sposób na utrzymanie równowagi psychicznej” – pisał.
W PRL – u przenikliwość i humor Mrożka ratowały nas przed schizofrenią. Ale ten portret Polaka , który opisał i wyszydził jest ciągle aktualny mimo, że żyjemy w innej rzeczywistości. Tak jak ciągle aktualne jest „Tango” i postać Edka. Sam Mrożek uciekał od tej polskości przez całe życie – zmieniał kraje i adresy. Przez pewien czas był uważany z pisarza superpolskiego, tymczasem on sam czuł się tutaj obcy. Swojskość go przerażała. „Dlatego uciekłem z Krakowa, żeby nie być „nasz”, jedną z postaci, jak wieża mariacka nasza” - pisał.