Magister nauk politycznych i absolwent podyplomowego studium menedżerskiego Jan Guz (rocznik 1956) od prawie 10 lat zarządza OPZZ. Na szefa największego związku zrzeszającego ponad 800 tys. pracowników wybierano go już trzy razy. W przyszłym roku kończy się jego czteroletnia kadencja i choć dziś nie chce tego zadeklarować, to pewnie będzie się starał o reelekcję. To on współorganizował czterodniowy najazd związkowców na Warszawę i nie tylko nie dał się przyćmić szefowi Solidarności, ale występując stale obok Piotra Dudy, niebywale zyskał na rozpoznawalności. Pod flagą OPZZ działa 79 ogólnokrajowych federacji i związków zawodowych. Miesięczne wpływy do centrali to około 100 tys. zł.
Guz mówi, że już jako dziecko doświadczył ciężkiej pracy i dlatego od lat walczy o to, by pracowników traktować godnie. – Moi rodzice zmarli, gdy miałem sześć lat, wychowywałem się w państwowym domu dziecka w Białej Podlaskiej i na wszystko, co w życiu mam, musiałem zarobić sam – mówi. Pierwszą pracę dostał w Ochotniczych Hufcach Pracy. Bardzo szybko awansował i ma w swoim zawodowym życiorysie wiele funkcji kierowniczych: zastępca komendanta Hufca OHP, wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej ZUS, przewodniczący Rady OPZZ województwa bialskopodlaskiego, wiceprzewodniczący OPZZ, a od kwietnia 2004 r. przewodniczący OPZZ. Miał też epizody polityczne – był w PZPR tuż przed przemianami w 1989 r.
OPZZ formalnie nie jest w stałym sojuszu z żadną partią polityczną, ale najbliżej mu do Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Czy Jan Guz myśli o posadzie poselskiej? – Taka polityka, jaką uprawia się dziś przy Wiejskiej, mnie nie interesuje, ale być może kiedyś będę startował w wyborach.