Aby referendum było ważne, musi w nim wziąć udział nie mniej niż 3/5 liczby biorących udział w wyborze odwoływanego organu. W przypadku Warszawy, teraz do urn musi pójść co najmniej 389 430 osób, by jego wynik był ważny. W wyborach w 2010 r. frekwencja wyniosła 48,37 proc. (głosowało 649 049 osób). Warszawska frekwencja zbliżona była do średniej ogólnopolskiej (47,32 proc.), jednak w innych gminach, z powodu sporej rozpiętości we frekwencji - próg skuteczności może się dość znacząco wahać nawet od 20 do 40 proc. W obecnej kadencji zdarzały się sytuacje, w których frekwencja nie przekraczała nawet 10 proc.! I tak w śląskiej gminie Milówka, gdzie w zeszłym roku głosowano ws. odwołania wójta do urno poszło zaledwie 4,87 proc. uprawnionych mieszkańców, w Wałbrzychu w referendum ws. odwołania Rady Miejskiej frekwencja wyniosła tylko 6,99 proc. , w czasie odwoływania wójta gminy Borowa (6,91 proc.), prezydenta Gliwic (6,8 proc.), a wójta gminy Sławno 6,62 proc. We wszystkich tych przypadkach referenda okazały się nieważne.
Skuteczność: 13-15 proc.
W tej kadencji do początku września referenda ws. odwołania władz odbyły się w 85 gminach – w sumie 80 dotyczyło odwołania prezydenta, wójta lub burmistrza, a 30 z nich rad. Skuteczność w przypadku prezydentów wyniosła 15 proc. (odwołano ich 12, w tym burmistrzów Żagania, Wojkowic, Ostródy, Kłodawy, Nasielska, Raciąża, a także wójtów Lewina Kłodzkiego, Wiżajn, Piekoszowa oraz prezydenta Bytomia i Elbląga), a w przypadku rad – 13 proc.
Wśród najczęściej wymienianych przyczyn odwołania znalazły się m. in.: brak współpracy między burmistrzem a radą miasta; nieudolna polityka inwestycyjna i kadrowa władz; reformy w oświacie (likwidacja szkół); niekompetentne i niegospodarne decyzje; nepotyzm, nadinterpretacja prawa, brak konsultacji społecznych; zbyt ścisła współpraca z władzami kościelnymi; skandale obyczajowe; „osobiste animozje”.