Nowy papież bywa porównywany do przeprowadzającego w ZSRR pierestrojkę Michaiła Gorbaczowa. Franciszek chce odnowić Kościół powszechny, ale czy to nie rodzi ryzyka, że swymi reformami doprowadzi do rozpadu Kościoła? W końcu Gorbaczow też chciał tylko poprawić, unowocześnić System, a sprowokował niszczącą lawinę. Ale Franciszek działa ostrożnie, ewolucyjnie. Ma większe niż Gorbaczow szanse osiągnąć swój cel, o ile dane mu będzie pokierować Kościołem jeszcze przynajmniej kilka lat.
Reformatorski zapał papieża Franciszka, radykalna zmiana stylu, nie wszędzie w Kościele jest witany z otwartymi ramionami. W Polsce też niekoniecznie. Ale i w Watykanie natrafia na opozycję. – Na przykład w korpusie dyplomatycznym przy Stolicy Apostolskiej, w środowisku księży polskich w Rzymie czy wśród „czarnej” rzymskiej arystokracji, tradycyjnie związanej z papiestwem – mówi pisarz i dziennikarz katolicki, biograf Jana Pawła II, Jacek Moskwa. Biurokracja watykańska jest w szoku, potwierdza ks. Kazimierz Sowa, szef kanału Religia.tv. Szokuje to, że papież pozbył się dworu, swobodnie udziela wywiadów. – Tego nie było za czasów Jana Pawła II i Benedykta XVI. Wtedy wywiady były mocno cyzelowane i poprawiane przez otoczenie tych papieży.
Wstrząsem jest też to, że Franciszek nie korzysta z atrybutów papieskiego splendoru. – To musi zaskakiwać zwłaszcza tych, którzy przywykli do majestatu Benedykta XVI – stwierdza dominikanin o. Maciej Zięba, teolog, znawca pontyfikatu Jana Pawła II i społecznej myśli Kościoła. – Już wybór Jana Pawła II był trzęsieniem ziemi, które zachwiało ustalonymi hierarchiami i formalizmami. Wtedy Kuria Rzymska się otorbiła, wypracowała pragmatykę, by zbytnio „nie obciążać Ojca Świętego” i ile się da załatwiać we własnym, głównie włoskim, gronie. Benedykt XVI tego stanu rzeczy nie zmienił, raczej go utrwalił. (...)