Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Cofanie zegara żałoby

Dlaczego sekta smoleńska przyciąga naukowców

Przez to, że katastrofa zdarzyła się na terenie Rosji, zaczyna się przypominanie sobie traum z przeszłości, związanych z tym konkretnym narodem. Przez to, że katastrofa zdarzyła się na terenie Rosji, zaczyna się przypominanie sobie traum z przeszłości, związanych z tym konkretnym narodem. Jacek Łagowski / Forum
Z psychotraumatolożką dr Elżbietą Zdankiewicz-Ścigałą o teoriach spiskowych i o tym, dlaczego sekta smoleńska tak wciągnęła naukowców.
Psychotraumatolożka dr Elżbieta Zdankiewicz-ŚcigałaLeszek Zych/Polityka Psychotraumatolożka dr Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała

[Artykuł został opublikowany w POLITYCE 28 października 2013 roku]

Joanna Cieśla: – Czy dla wyznawców teorii spiskowych są jakieś granice – kompromitacji, niesmaku, absurdu – za którymi ich wiara zaczyna się chwiać?
Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała: – Teoria spiskowa pojawia się po coś. Sytuacja nagła i tragiczna, a taką była katastrofa smoleńska, wywołuje w ludziach stan szoku i bezradności. Część osób daje sobie prawo do takich odczuć, godzi się z tym, że pewnych rzeczy nie jest się w stanie przewidzieć i skontrolować. Przyjmuje do wiadomości wyjaśnienia racjonalne – że zdarzył się wypadek, splot wielu okoliczności. Natomiast gdy ktoś nie chce się zgodzić na bezradność, przerażenie, brak sprawstwa – może jedynie stworzyć teorię, która jego zdaniem trafnie wyjaśnia, co się zdarzyło. Daje to iluzję kontroli nad rzeczywistością i ma pewien atrakcyjny skutek uboczny. Budując teorię spisku, przyjmując pozycję kogoś, kto doznał głębszego wglądu w naturę rzeczy, człowiek przypisuje sobie atrybuty wyjątkowości. Tendencje do takich reakcji mają osoby czy grupy żyjące z silnym poczuciem lęku, które nie byłyby w stanie unieść dodatkowej dawki tej emocji. Redukują ją za pomocą teorii spisku.

Wyznawcy religii smoleńskiej to nie tylko ci, którzy stracili kogoś bliskiego i z tego powodu bardzo cierpią, ale przede wszystkim postronne osoby.
Postronne, ale ich wspólną cechą jest zwykle specyficzne poczucie tożsamości narodowej – identyfikują się z prototypowymi cechami tzw. prawdziwego Polaka. Chodzi między innymi o przywiązanie do katolickich wartości, silne poczucie nieufności wobec Rosjan i Niemców. W to poczucie tożsamości wpisuje się też mocna potrzeba więzi z własną grupą. Gdy budujemy teorię spiskową w oparciu o podział My–Oni, mocniej odróżniamy się od Onych, a bardziej czujemy się wspólnotą.

Dlaczego właściciele tytułów naukowych nie boją się kompromitacji, głosząc coś, o czym wiedzą, że jest nieprawdą? Tak było w przypadku prof. Jacka Rońdy, specjalisty nauk technicznych.
Myślę, że u wielu z nich działa mechanizm: „Skoro już się zaangażowałem, to muszę być konsekwentny”. To taka autopsychomanipulacja. Idziesz dalej, a idąc, tracisz różne konteksty, mówisz coś, robisz – z innym horyzontem niż kilka miesięcy wcześniej. Prof. Rońda, który ewidentnie nie jest ekspertem od wypadków lotniczych, ale w swojej dziedzinie ma osiągnięcia, być może za bardzo zaufał swojej inteligencji naukowca. Wkręcił się w narrację, której skutki dotarły do niego dopiero, gdy zaczął publicznie występować, tłumaczyć pewne zjawiska. Mam wrażenie, że akurat ten człowiek finalnie wykazał się pewną odwagą – mógł w swoje kłamstwo brnąć.

Dlaczego w spiskową koncepcję wydarzeń pod Smoleńskiem tak licznie włączyli się amerykańscy eksperci polskiego pochodzenia?
Częściowo dlatego, że rodzimi naukowcy z różnych względów nie byli skłonni. Częściowo, ponieważ dużej części amerykańskiej Polonii światopoglądowo jest po drodze z Prawem i Sprawiedliwością, a jednocześnie ich wyobrażenie o polskiej rzeczywistości jest dość schematyczne. Słabo znają współczesne realia, dokonania czy znaczenie osób zaangażowanych choćby w zespół Macierewicza. Jest okazja do sentymentalnego powrotu, mesjanistycznej pomocy ojczyźnie, a z drugiej strony – niczym nie ryzykują, efekty ich prac i tak nie przedostaną się za ocean. Czasem może chodzić też o relacje rodzinne – żona dr. Wiesława Biniendy, eksperta zespołu Antoniego Macierewicza, jest prawniczką rodzin ofiar katastrofy.

Ich autorytet najwyraźniej podziałał na publiczność. Według badań CBOS z wiosny tego roku aż jedna trzecia Polaków bierze pod uwagę, że prezydent Lech Kaczyński mógł zginąć w zamachu.
By uporać się psychologicznie z nieodwracalną stratą – i wtedy, gdy chodzi o osoby bliskie, i w wymiarze społecznym – niezbędny jest czas. Minimum rok, ale pod warunkiem, że w tym czasie nie przypomina się człowiekowi non stop momentu, w którym zdarzenie traumatyczne miało miejsce. Każde takie przypomnienie sprawia, że zegar żałoby się cofa. Minęło ponad trzy lata, a z punktu widzenia psychologicznego nie było szans na pełne przeżycie chociaż dwóch pierwszych etapów żałoby – zaprzeczania i złości. To na etapie złości buduje się spiskowe teorie.

Kiedy się pojawiła koncepcja mordu smoleńskiego?
Gdy moja magistrantka Joanna Drosio-Czaplińska po roku od tragedii wpisała na forum Onetu, dość neutralnym światopoglądowo, hasło „mord smoleński”, wyskoczyło jej 570 odniesień. To był akurat ten czas – apogeum wściekłości, bezradności i eskalowania konfliktu, kiedy ta koncepcja zaczęła się konstytuować. Trzy lata po katastrofie tych odniesień było kilkanaście tysięcy. Dodam, że etapów przechodzenia przez żałobę jest w sumie pięć – dalej powinien nastąpić okres tzw. targowania się, depresji i pogodzenia się. Obawiam się, że wciąż nie mamy szans, żeby przejść do etapu trzeciego.

Aż tak?
Tak. Przynajmniej te 33 proc. Polaków, którzy rozważają możliwość zamachu, prawdopodobnie przeżywa ciągle etap pierwszy lub drugi. Choć przyjęcie opcji „być może” jest też dość bezpiecznym wyborem dystansu, nieufności wobec wszystkich.

Jedna trzecia z tych 33 proc. zdecydowanie bierze pod uwagę zamach.
To zapewne ta grupa twardsza tożsamościowo, która określa siebie w dużej mierze na wymiarze My–Oni.

To dla nich nie ma granic absurdu teorii spiskowych?
Tak. Te teorie stopniowo są obudowywane o kolejne elementy – dlatego nie jest problemem włączenie dodatkowego wątku do całościowej koncepcji, choćby nie wiem jak bardzo byłby on dziwaczny – na przykład, że brzoza została ścięta przed 10 kwietnia.

A granice estetyki? Śmierć ofiar zwolennicy spisku ilustrują przykładami pękającej parówki.
Jako wyznawczyni teorii spisku nie czułaby się pani zniesmaczona. Raczej myślałaby pani: gdyby ci prawdziwi naukowcy mieli dostęp do prawdziwych laboratoriów, do pełnych danych, to ich badania byłyby profesjonalne. Ale oni są pozbawieni nawet możliwości czerpania z pełnej bazy dowodów i w tej sytuacji radzą sobie, jak mogą najlepiej. Dla ludu smoleńskiego to jest wręcz atut, że ich przewodnicy nie poddali się i walczą.

Spotkałam się też z opinią, że ta katastrofa pozwoliła dać upust różnym innym traumom, np. wojennym.
Zgadzam się częściowo. Przez to, że katastrofa zdarzyła się na terenie Rosji, zaczyna się przypominanie sobie traum z przeszłości, związanych z tym konkretnym narodem. W efekcie ujawnia się w ludziach poczucie zagrożenia, nadmiernie duże w stosunku do okoliczności smoleńskich. Gdyby ta katastrofa zdarzyła się na terenie Czech, Chorwacji – narracja z pewnością byłaby zupełnie inna. To też element naszego bagażu.

Ile czasu to jeszcze potrwa? USA uwolnienie się od traumy po 11 września zajęło około 5 lat.
Ale tam mówiono sobie: jesteśmy narodem silnym, nie damy się zastraszyć, wyciągnęliśmy wnioski. Ich opowieść miała pozytywnych bohaterów. A czy u nas słyszała pani cokolwiek pozytywnego o kimkolwiek? „Komorowski o niczym innym nie marzył, niż żeby przejąć władzę”. Jak ma udźwignąć katastrofę naród, który sam wdeptuje w ziemię osoby, które mogłyby być przewodnikami w kryzysowej sytuacji?

U nas wielu ludzi czerpie korzyści społeczne i osobiste z tego zamętu. Pamięta pani, ile przypadkowych osób nagle nabrało sensu życia, bo stały się medialne, awansowały na liderów, gdy chciano zabrać krzyż spod Pałacu?

Nigdy nie poczujemy się tym na tyle zmęczeni, żeby dać spokój zbiorowym emocjom?
Wielu z nas już się poczuło. Zapotrzebowanie na wyciszenie jest już duże. Jątrzenie męczy nie tylko Jerzego Owsiaka, który mówi: „Ja chcę normalnie żyć”. Ale ­domknięcie jest możliwe tylko przez fakty – masz fakt, jest rozmowa, nie ma faktu – jest spekulacja. Im rzetelniej i sprawniej będzie pracowała prokuratura – im rzetelniej i prościej będzie przedstawiała fakty komisja Laska, tym mniej będzie przybywało wątpiących. Jeżeli nie potrafisz się komunikować, wynajmij rzecznika, który co dwa tygodnie przedstawi efekty twoich prac. Jeżeli zostawiasz przestrzeń, to nie dziw się, że ktoś ją wypełni.

rozmawiała Joanna Cieśla

Polityka 44.2013 (2931) z dnia 28.10.2013; Polityka; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Cofanie zegara żałoby"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną