Trwa podliczanie strat i zysków, jakie ta operacja przyniosła, a także dyskusja, czy takie cofnięcie jest dla nas dobre. Z jednej strony wydaje się dobre, gdyż zaraz po obudzeniu wszyscy mają jaśniej i zużywają mniej prądu. Jednak z drugiej strony takie cofnięcie wydaje się nie do końca dobre, gdyż PiS przeciwko niemu nie protestuje.
Gdyby poseł Błaszczak stanął przed kamerami i ujawnił, że za zmianę czasu na zimowy odpowiedzialność ponosi premier Tusk oraz zapowiedział, że jak PiS dojdzie do władzy, to z czasu zimowego zrezygnuje, gdyż jest on szkodliwy dla Polski i ogranicza naszą suwerenność - wiele osób uspokoiłoby się i uznało, że zmiana czasu to doskonały pomysł. Ponieważ jednak poseł Błaszczak nic nie mówi - trwa niepewność, mnożą się domysły i generalnie jesteśmy skazani na opinie fachowców. A te są niestety podzielone.
Niektórzy fachowcy zwracają uwagę, że zmiana czasu pozwala na lepsze wykorzystanie światła słonecznego przez obywateli oraz oszczędności energii elektrycznej. Ich zdaniem mimo że kraj cofa się w czasie, to gospodarka mocniej rusza do przodu, co jest dobre dla wszystkich. Ale według innych fachowców wcale nie dla wszystkich, bo wielu ludzi na skutek takiej operacji jest zmuszona godzinę dłużej spędzić w pracy lub w nocnym pociągu, a także gorzej się wysypia i częściej popada w depresję. Operacja zmiany czasu, powiadają, służy przede wszystkim egoistycznym spryciarzom, takim jak pomysłodawca całego tego zamieszania - pewien nowozelandzki entomolog, któremu podobno chodziło o to, żeby zimą wcześniej kończyć pracę na poczcie i móc pójść na poszukiwanie owadów zanim się ściemni.
Są także nieliczni fachowcy którzy twierdzą, że wszelkie próby cofanie czasu to zawracanie głowy, gdyż czasu cofnąć się nie da.