Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Pani dyrektor kraju

Elżbieta Bieńkowska – władczyni superresortu

Elżbieta Bieńkowska. Elżbieta Bieńkowska. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Nie uważa się za polityka, ale jako nowa wicepremier przed polityką już nie ucieknie. Liczy na nią premier, liczy na nią rząd i cała Platforma.

Gdy przeszło tydzień temu premier Donald Tusk ogłaszał zmiany w rządzie, wyglądała na uśmiechniętą i wyluzowaną. Awans Elżbiety Bieńkowskiej z ministra rozwoju regionalnego na wicepremiera i szefa nowego super­resortu połączonego z infrastrukturą to najważniejsza zmiana przy rekonstrukcji gabinetu. Bieńkowska ma być twarzą nowej ekipy Tuska – to ona ma zaplanować, jak wydamy te miliardy euro, które dostaliśmy z Brukseli do 2020 r. „Nowa dyrektor Polski w budowie” – półżartem powiedział unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski.

Czy się obawia swojej nowej roli? „Radzono, żebym nie mówiła, że się boję. Ale musiałabym być nienormalna, gdybym się nie obawiała” – mówi następnego dnia Janinie Paradowskiej w TOK FM. Chwilę później po wyjściu ze studia zakłada kołnierz ortopedyczny. „Mam kłopoty z kręgosłupem szyjnym, to ze stresu. A wmawiali mi, że to przez obcasy” – śmieje się. Powodów do stresu jej nie zabraknie – fotel wicepremiera, dodatkowy resort z tysiącami problemów. Mimo to zarzeka się: – Wyjdę może na blondynkę, ale wciąż nie uważam się za polityka, choć to stanowisko wybitnie polityczne.

Bieńkowska rzeczywiście nie jest politykiem w takim sensie, w jakim ostatnio używa się tego słowa – nie jest wpatrzonym w sondaże i brylującym w telewizjach partyjnym graczem. Ale nie ucieknie przed polityką przez wielkie „P”: wielką władzą, wielkimi pieniędzmi, wielką odpowiedzialnością i związanymi z nimi konfliktami.

(…)

Jak słychać w Brukseli,  jest szanowana w Europie za kompetencję, gdy mówi, inni ministrowie jej słuchają.

Reklama