Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Niezwykłe w zwykłym

Zwykłe - niezwykłe reportaże Janka Bijaka

Zdjęcie wsi polskiej autorstwa Witolda Kulińskiego. Zdjęcie wsi polskiej autorstwa Witolda Kulińskiego. Witold Kuliński / Forum
Nie interesowali go ludzie niezwykli i sytuacje ekstremalne, ale postaci powszednie, a sytuacje najbardziej typowe. Przy tym miał czuły stosunek do swoich bohaterów.
Zdjęcie wsi polskiej autorstwa Tadeusza Późniaka.Tadeusz Późniak/Polityka Zdjęcie wsi polskiej autorstwa Tadeusza Późniaka.
Zdjęcie wsi polskiej autorstwa Stanisława Cioka.Stanisław Ciok/Polityka Zdjęcie wsi polskiej autorstwa Stanisława Cioka.
Jan Bijak 1929 - 2014.Tadeusz Późniak/Polityka Jan Bijak 1929 - 2014.

Typowa bohaterka reportaży Jana Bijaka mieszkała na wsi, mogła być pracownicą pegeeru. Reporter przyjechał do niej, żeby zapytać na przykład, co to jest miłość albo małżeństwo, albo czy warto wprowadzić soboty wolne od pracy. Seweryna Łokietkowa, robotnica rolna, matka dziesięciorga dzieci, w reportażu „Ja bym nawet przyszła na tę sobotę” (1975) mówi na przykład, że dla niej najważniejsze jest pranie i w wolną sobotę by sobie prała, bo rodzinę ma dużą.

„– Normalnie wstaję dziesięć po trzeciej” – opowiadała reporterowi POLITYKI. „– W niedzielę ja sobie pośpię, czasem nawet do ósmej, bo ja sobie lubię pospać i lubię dobrze pojeść. Kiedyś jeszcze lubiłam się kochać, teraz już nie”.

„Śmiejące oczy, zęby, ubytki” – nadmienia po tej wypowiedzi reporter.

„– Ma pani jakieś książki w domu?

– Nie, nie mam, ja nie mam kłopotu z książkami. Szwagier jest w technikum w Złotowie. On mi pożycza”.

Chwali się:

„– O samochodzie myśmy już nawet myśleli, dla syna, ale jeden się już ożenił, dać drugiemu? Już i trzeci dorasta. Niech sobie kupią sami. Te »komarki« – motorowery – to mają ze trzy. Lodówkę też mogłabym mieć. Ale dzieci małe, jeszcze zepsują”.

Rozmowie przysłuchuje się sąsiadka Ceglarska, też z pegeeru, i dodaje z przekonaniem:

„– Jedzenie nie takie smaczne z lodówki”.

W przeciwieństwie do większości współczesnych reporterów, Jana Bijaka (ale i wielu reporterów lat 60. i 70.) nie interesowali ludzie niezwykli i sytuacje ekstremalne, ale postaci powszednie, a sytuacje najbardziej typowe. Reporterzy tamtego czasu zwyczajność traktowali jak egzotykę wartą poznania. Życie w swoich najbardziej przaśnych i przyziemnych przejawach było dla nich punktem wyjścia do (zawoalowanej najczęściej) diagnozy społecznej, którą inteligencki czytelnik łączył ze swoją znajomością życia i systemu.

Skąd u Bijaka ta miłość do typowości z prowincji?

Urodził się w Łagiszy, dzielnicy Będzina, która przez kilka lat była samodzielną gminą, a nawet miastem. Zaraz po wojnie, w czasach gimnazjalnych, był korespondentem terenowym – pisywał o swojej okolicy do tygodnika „Nowa Wieś”. Po liceum zaproponowano mu pracę w redakcji i mimo że był już przyjęty na medycynę w Krakowie, przyjechał do Warszawy. Studiował prawo, skończył je w 1952 r. Pracował tylko w dwóch redakcjach: „Nowej Wsi” (do 1969 r.) i w POLITYCE, której od 1982 do 1994 r. był redaktorem naczelnym, później został prezesem spółdzielni wydającej ten tygodnik.

W 1970 r. wydawnictwo Czytelnik wydało głośną antologię pamiętników młodzieży wiejskiej w jego opracowaniu („W myśli, w mowie, w sercu...”). Cztery z nich stały się podstawą spektakli Teatru Telewizji, pięć innych złożyło się na cykl audycji radiowych. A wiele było dla reportera zaczynem przyszłych reportaży. Wykorzystał je – tak samo jak listy do redakcji – i w Weselu w taki mróz” (1967), i „Furą do Arkadii” (1973), i w Piekłem nie postraszy” (1982).

„– Latem 1958 r. – opowiadał – wędrowaliśmy samotnie po Białostocczyźnie propagandową renówką »Prasy«, zachęcając do kupna gazet, których i tak próżno szukać w kioskach. Dla wytchnienia od tej zbożnej roboty urządzaliśmy nocne potańcówki na wyszorowanych deskach wiejskich mostów, a gdy była sposobność, uprawiało się ulubiony proceder mężczyzn na delegacji, czyli nawiązywanie znajomości [...]. Tak czy owak dopadliśmy kiedyś trzy dziewczyny, które wyszły z białostockich Delikatesów. Twarze dwu moich kolegów wzbudziły w dziewczynach romantyczne porywy, moja – tylko zaufanie. Dlatego oni spędzali popołudnie w lesie pod Supraślem, a ja w kawiarni Podlasianka. Ich towarzyszki obdarzyły hojnie, acz to opinia tylko poszlakowa. Ja obdarzony zostałem zeszytem ze zwierzeniami, i to można sprawdzić, ponieważ manuskrypt trafił w końcu do druku i znalazł się w »Nowej Wsi« z datą 2 listopada 1958 r.: »Mam lat 19. Jestem tylko kobietą, istotą słabą, łaknę wrażeń i szukam prawdziwej miłości, której niestety w życiu mało jest« [...]”.

 

Z dalszej lektury wynikało, że Halina, bo tak miała na imię dziewczyna, od której na polskich wsiach zaczęła się moda na pamiętnikarstwo, usiłowała popełnić samobójstwo z powodu odrzucenia przez chłopaka. Czytelnicy – a był to 1958 r., po październikowej odwilży wprawdzie, ale nie panowała jeszcze rozwibrowana bigbitowa swoboda lat 60. – okrutnie oceniali bohaterkę.

Kazik S., lat 24, rolnik i ojciec, pisał do „Nowej Wsi”, że Halina nie kocha walki i trudu, nie ma żadnej idei, dla której by chciała walczyć, a jej ideałem jest chyba tylko nasycenie się przyjemnościami. Zaś „kobieta prawie czterdziestoletnia” przedstawiała swój wniosek z lektury pamiętnika: „Zabronić młodzieży przebywania w knajpach po 22.00”. Wyznania Haliny opatrzył Jan Bijak wezwaniem, żeby czytelnicy nadsyłali swoje pamiętniki.

Przez dziesięć lat do końca 1968 r. zebrało się ich około 2 tys.

„Konfrontowałem ich pisanie i wizerunek własny z tym, com sam zobaczył, rozmawiając z nimi, wędrując po wsiach i miasteczkach, gdzie mieszkali” – opowiadał w 1979 r. Katarzynie Meloch w „Kontrastach”. „– Nie miałem przypadku, żeby moi bohaterowie mieli do mnie żal o sposób, w jaki ich przedstawiłem”.

Hanna Krall mówi, że Jan Bijak miał czuły stosunek do swoich bohaterów. Nie było w nim ironii podszytej przekonaniem, że się jest kimś mądrzejszym od bohatera, kimś nieporównanie bardziej udanym. – Czasami było w nim... dobrotliwe rozbawienie. Niestety, był też świetnym redaktorem i nie miał czasu na reportaż.

Jak reporter radził sobie z kamuflowaniem postaci, przecież listy i pamiętniki zawierały intymne zwierzenia?

„– Przestrzegałem anonimowości, zmieniałem imiona i nazwy – opowiadał. – Dodawałem ludziom lat i dzieci, a drogom kilometrów, aby maskować jednostkowe losy i chronić pamiętnikarzy przed ujawnieniem”.

Do antologii „100/XX” wybraliśmy reportaż Byle zgrabna i pracowita”, który ukazał się w POLITYCE w 1967 r. Otwiera on zbiór reportaży Bijaka Furą do Arkadii”. Jest tekstem ułożonym z listów dziewczyny, które przekazuje reporterowi młody kawaler ze wsi poszukujący żony. Nie wypada zdradzać przed początkiem historii jej zakończenia, ale może poeksperymentujmy i sprawdźmy, jak będzie się nam ją czytać, wiedząc, jaki po latach miała finał. Otóż dziewczyna z listów nie została żoną chłopaka. Spotkał się z 50 pannami, szukał coraz to nowych kandydatek i obniżał kryteria (przypominam: „byle zgrabna i pracowita”). Te najpiękniejsze go nie chciały. Chłopak w końcu się ożenił. Jan Bijak dwa lata później, w 1969 r., pojechał na jego ślub (napisał o tym do „Nowej Wsi”):

„[...] Widziałem ją: nie była ani lepsza, ani gorsza od innych dziewczyn, z którymi miał do czynienia. Ale on żywił do niej żal; uważał, że była widocznie mniej warta, jeżeli chciała za niego się wydać. Przez decyzję małżeństwa wyraźnie obniżyła swoją rangę w jego oczach”.

Po latach w następnym pamiętniku pan młody opisał swoje wesele. Zrobiło na nim wrażenie, że „redaktor Bijak z nią tańczy” i że „ona tańczy bardzo dobrze, żadna z kuzynek z miasta nie tańczy od niej lepiej”. I jeszcze jedną rzecz chłopak opisał – finał, czyli noc poślubną:

„Piękne są przeżycia erotyczne. Mówią, że okres narzeczeństwa jest najpiękniejszy w życiu. Oczywiście. Ale według mnie najpiękniejsze są dni po ślubie. W narzeczeństwie są pewne zakazy, a jak się je przekroczy – są wyrzuty sumienia, a w małżeństwie – spać z żoną to tak przyjemnie i miło”.

A do druku rzecz podał Jan Bijak, który (wiem o tym) bardzo się cieszył, że właśnie ten jego tekst złożony z listów ukaże się w antologii stulecia. Ponieważ narrację „zwyczajnego bohatera” cenił bardziej niż swoją własną.

Antologia polskiego reportażu XX wieku „100/XX”, zawierająca 100 reportaży ponad setki autorów, pod redakcją Mariusza Szczygła, ukaże się 5 marca nakładem wydawnictwa Czarne.

Polityka 4.2014 (2942) z dnia 21.01.2014; Ludzie i Style; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Niezwykłe w zwykłym"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną