Z powodu kolejnego embarga Rosji na unijną wieprzowinę wali się cały polski eksport żywności, także do innych państw. W kraju zostaje drób, mleko w proszku, sery, wszystko, co wymaga świadectwa Inspekcji Weterynaryjnej. Weterynarze przestali je wydawać, bo od kilku dni Polska oficjalnie przestała być krajem wolnym od afrykańskiego pomoru świń (ASF – African Swine Fever). Nigdy wcześniej ta choroba w naszym kraju nie występowała.
Polscy eksporterzy wieprzowiny jeszcze nie wylizali się z ran zadanych im przed kilkoma miesiącami, a już otrzymują następne ciosy. Wtedy pretekstem do wprowadzenia zakazu było dla Rosjan odkrycie hiszpańskiej słoniny w transporcie z Wierzejek do Moskwy. Wkrótce okazało się, że autorem oszustwa był odbiorca rosyjski. Teraz sprawa jest o wiele poważniejsza, a skutki mogą być jeszcze groźniejsze. Pierwsza embargo wprowadziła Rosja, ale fala obaw przed wieprzowiną rozlała się po całym świecie. Import polskiego mięsa wstrzymały właśnie Chiny, Japonia i Korea Południowa, nasze największe, tak zwane rynki trzecie. Wieprzowiny za granicę sprzedajemy za około 1 mld euro, z tego połowę do Rosji i na Białoruś.
Kolejną handlową wojnę Rosji z Unią trudno oderwać od ukraińskiego kontekstu. Im bardziej zdeterminowani byli protestujący na kijowskim Majdanie, tym mocniej dostawali po kieszeni polscy hodowcy trzody chlewnej. Ich dosięgnąć najłatwiej. Duże nowoczesne gospodarstwa dławią się dziś mięsem, którego zagranica nagle nie chce odbierać.
Stada zwierząt tyją na fermach, ponieważ firmy eksportujące mięso wstrzymały skup żywca albo też, korzystając z okazji, obniżyły ceny. Kilogram żywca jeszcze niedawno kosztował 6 zł. Teraz już 4,70 zł, a mimo to coraz trudniej go sprzedać. Produkcja przestała być opłacalna, teraz liczy się tylko wysokość strat.