Rozbiórka potrwa co najmniej kilka tygodni. Z elewacji budynku zniknęła już m.in. nazwa „IPN” i część okien. Zaczął się też demontaż wykpiwanych przez niektórych architektów „zębów”, czyli ciągnących się przez kilkanaście pięter stalowych osłon przewodów wentylacyjnych. Dużo wcześniej ze ściany obok wejścia głównego zdjęto tablicę upamiętniającą Janusza Kurtykę, prezesa IPN w latach 2005–10, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
O wyprowadzce zdecydowała niewidzialna i – jak wiadomo, bezduszna – ręka wolnego rynku. 12-piętrowy gmach przy Towarowej 28 Instytut wynajmował od Ruchu od 2000 r. Gdy dystrybutor prasy został sprywatyzowany, w 2012 r. sprzedał deweloperowi działkę, na której stał m.in. biurowiec IPN. Nie obyło się bez oskarżeń o próbę zaszkodzenia Instytutowi, który rzekomo z powodu cięć budżetowych i pazerności resortu finansów nie mógł wykupić starej siedziby. Ze strony IPN pojawiły się nawet głosy, że wyprowadzka grozi paraliżem jego prac. Centrala Instytutu od końca października ubiegłego roku działa na Mokotowie, przy ul. Wołoskiej, w biurowcu należącym do Skarbu Państwa. Na miejscu starej siedziby powstanie kompleks biurowy.
Ponad 5 km dokumentów musiało zostać przewiezionych ze starej głównej siedziby IPN do nowej przy ul. Wołoskiej w Warszawie i kilku innych wyznaczonych przez Skarb Państwa lokalizacji. W nowym miejscu IPN będzie miał do dyspozycji 6800 m kw., a do przeniesienia jest ponad 450 miejsc pracy. Ponadto firma przeprowadzkowa musiała wywieźć z siedziby przy ul. Towarowej 500 biurek oraz 528 krzeseł i 272 fotele. Jak wynikało z ogłoszenia przetargowego na firmę, która przeprowadzała IPN, musiała ona zapakować 127 niszczarek, 135 wentylatorów i 25 mikrofalówek. Poza tym wśród 265 pozycji do przewiezienia znalazło się 8 kanistrów na paliwo, wilgotnościomierz, suszarka na ubrania, żelazka, gramofon, 53 oczyszczacze powietrza.