Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wersja kurii, wersja wiernych

Protest wiernych z Jasienicy przed siedzibą Kurii Warszawsko-Praskiej w Warszawie, 17 kwietnia 2014 r. Protest wiernych z Jasienicy przed siedzibą Kurii Warszawsko-Praskiej w Warszawie, 17 kwietnia 2014 r. Grzegorz Jakubowski / PAP

Przed bramą świątyni na tablicy ogłoszeń, obok listu abp. Hosera o zamknięciu kościoła, znalazło się zaproszenie na mszę w pobliskim Klembowie o łaskę zgody dla parafian w Jasienicy. Nie budzi specjalnego zainteresowania, bo w Jasienicy panuje zgoda: ks. Wojciech Lemański ma do nich wrócić. Media mówią o podziałach, ale nadal trudno spotkać tu kogoś, kto byłby innego zdania. „To garstka, może 4–5 rodzin na 600” – ocenia sołtys Mirosław Szczotka. Jasieniczanie z telewizji dowiedzieli się, że w liście sami prosili arcybiskupa o zamknięcie kościoła, bo nie mogą już znieść atmosfery nienawiści i agresji ze strony awanturników ks. Lemańskiego i że zachodzi obawa profanacji.

Danuta Opłotna, jasienicka radna, jest zdziwiona. Wysyłali do kurii dziesiątki listów w obronie ks. Lemańskiego, podpisanych imiennie przez ponad 1300 osób, i nigdy nie dostali żadnej odpowiedzi, a tu jeden anonim i kościół zamknięty. Przecież sytuacja wydawała się uspokojona. Ks. Lemański podporządkował się kurii, opuścił parafię. Miał prawo do jednej niedzielnej mszy. Ludzie nie rozumieją, dlaczego nagle nawet tego mu zabroniono. To znaczy rozumieją. Na mszach ks. Wojciecha kościół był pełny, a na innych pustawy nawet w trzech czwartych. I taca mała, bo ludzie rzucali po złotówce, po 10 gr albo w ogóle.

W wersję kurii co do wydarzeń Palmowej Niedzieli, które były bezpośrednim pretekstem zamknięcia kościoła, też nikt tu nie wierzy. Zwłaszcza że były na niej tłumy i widziały na własne oczy, że nikt nie krzyczał w czasie mszy, nie wygrażał pięściami, nie opluł księdza administratora ani nie groził mu śmiercią. Gdy ks. Lemański został wyproszony ze świątyni, większość wyszła wraz z nim. On odjechał, a na schodach został tłum tarasujący wejście.

Polityka 17.2014 (2955) z dnia 21.04.2014; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 6
Reklama