Budząca kontrowersje tzw. ustawa o bestiach (o izolacji osób niebezpiecznych) w przypadku Trynkiewicza znalazła praktyczne zastosowanie. 26 lat temu zamordował czterech 11–13 letnich chłopców. Został skazany na śmierć, ale objęła go amnestia z grudnia 1989 r. Nie było wówczas kary dożywotniego więzienia, dlatego automatycznie zamieniono mu wyrok na 25 lat pozbawienia wolności.
Kiedy Trynkiewiczowi zbliżał się termin zakończenia kary, minister sprawiedliwości pod wpływem mediów (m. in. artykułów w „Polityce”) ogłosił projekt ustawy, na mocy której najgroźniejsi przestępcy mogą po zakończeniu orzeczonej kary trafiać do psychiatrycznych ośrodków terapeutycznych. Decyzję o ich izolacji podejmują sądy na podstawie opinii biegłych. Pobyt w ośrodku jest bezterminowy, ale co pół roku na wniosek izolowanych sąd będzie ponownie oceniał, czy nadal istnieją przyczyny dla stosowania przymusowej terapii. Inaczej mówiąc, czy niebezpieczni nadal są niebezpieczni.
O tym, czy Mariusz Trynkiewicz nadal może zabijać dzieci, nie wie nawet on sam. Mózg seryjnego zabójcy działa na zasadzie uśpionego agenta. Przez całe lata może funkcjonować jak mózg zdrowego człowieka, aby nagle pod wpływem nieznanego impulsu wysłać sygnał, który spowoduje kolejną zbrodnię. Można, rzecz jasna, oburzać się na ustawę o bestiach i nie bez racji przewidywać, że może być wykorzystywana do separacji osób niewygodnych, ale w przypadku osobników takich jak Trynkiewicz nowe rozwiązanie prawne skutecznie zapewni ochronę społeczeństwu. Rzecz w tym, że ustawa w gruncie rzeczy dotyczy zaledwie kilku osób, które były skazane w okresie, kiedy nie wykonywano kary śmierci, a w kodeksie nie było jeszcze możliwości stosowania dożywotniej izolacji.