A to wszystko ze względu na zagrożenie powodziowe, co przepowiadają od kilku dni prognozy pogody. Wszyscy pamiętają powodzie sprzed roku i te wcześniejsze, więc nic dziwnego, że stan zaniepokojenia jest wyczuwalny, zwłaszcza w województwach podkarpackim, małopolskim, śląskim, świętokrzyskim i lubelskim. A więc w sporej części elektoratu, zatem nie mamy do czynienia z żadnym przerwaniem kampanii przez prezesa Kaczyńskiego, wręcz z jej intensyfikacją i próbą przeniesienia na inne pola i na inny poziom. Zapewne z nadzieją, że gdy woda przerwie wały, to zaleje sobą Donalda Tuska i Platformę Obywatelską.
Jeszcze przed wyjazdem na południe Polski Jarosław Kaczyński zdążył powiedzieć, że oto po raz kolejny kompromituje się rząd, który i w tym wypadku pokazał swoją niezgułowatość, nie wdrożył programu ochrony przed powodzią, przygotowanego przez ekipę PiS. „To wszystko zostało usunięte, więc jeśli dzisiaj coś się stanie, to wina jest zupełnie oczywista, to jest wina obecnego rządu, osobiście Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej” – powiedział Kaczyński.
Tak oto wielki mąż stanu, były i przyszły premier, staje na czele fali powodziowej i ze wzrokiem utkwionym w horyzont prowadzi naród i państwo w wielką historię, czyli do walki z Tuskiem. Ten nadmiar patosu i gestów Jarosława Kaczyńskiego, oczywista oczywistość wpisania ich w aktualną kampanię wyborczą, czyni z nich spektakl kabaretowy. Odbiera też wiarygodność wszelkim wyrazom solidarności i współczucia wobec wszystkich zagrożonych przerwaniem wałów, a one mogą być – niestety – jak najbardziej potrzebne. A jeśli wody będzie jednak za mało, to Kaczyński ze swoją świtą będzie musiał po cichu zmykać do Łodzi, jeśli ktoś tam będzie jeszcze czekał.