Chyba można było to przewidzieć, atmosfera awantury nakręciła się natychmiast, gdy tylko pojawiła się informacja o śmierci Wojciecha Jaruzelskiego. Gdzie ma być pochowany generał, wedle jakiego ceremoniału – pytania te eksplodowały agresywnymi odpowiedziami płynącymi z tradycyjnie wrogich Jaruzelskiemu środowisk, także od osób urzędowych, jak choćby od prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Te emocje są wpisane już chyba na stałe w polską kulturę polityczną, są też niezbywalnym składnikiem niezamierającej dyskusji o trudnej historii najnowszej, o stanie wojennym czy w ogóle o PRL, a potem o sposobie wychodzenia z tego PRL. Na której to drodze w każdym jej fragmencie jedną z centralnych postaci był Wojciech Jaruzelski, ostatni przywódca starej Polski i pierwszy prezydent Polski nowej.
Już w trakcie obchodów pogrzebowych manifestowała się nienawiść do generała, słychać było okrzyki i gwizdy, widać było napisy i hasła – przed katedrą i na samym cmentarzu. Niemniej do jakichś brutalnych incydentów nie doszło, może dlatego, że pogrzebowi towarzyszyła sprawna ochrona służb.
Ceremonie, kościelna i cmentarna, były w sumie pomyślane i przeprowadzone, jak na mój gust, taktownie i mądrze. Kościół (może dlatego, że uroczystość odbyła się w Katedrze Polowej WP) stanął – jak to się mówi – na wysokości zadania, mszę prowadził biskup polowy WP Józef Guzdek, a koncelebrowali ją ks. Adam Boniecki i Wojciech Lemański, co należy zauważyć. Stanął na wysokości, bo uroczystość była skromna, ale godna, padły słowa szlachetne i mądre, zwłaszcza gdy apelowano o miłosierdzie i mówiono, że oto generał Wojciech podlega już osądzeniu najwyższemu. W tym duchu wystąpił też prezydent Bronisław Komorowski, sądzić można, że w ten przekaz wpisywał się obecny na uroczystości Lech Wałęsa, którego zachowanie doprawdy może tylko budzić szacunek.