Krzysztof Lepczyński, TOK FM: – Rozmawiałem niedawno z szatniarką na uniwersytecie. Kiedyś pracowała w warszawskich zakładach WZT, po prywatyzacji wylądowała na bezrobociu, dziś jest na stażu z Unii Europejskiej. Ona chce, by „komuna” wróciła. Jak jej powiedzieć, żeby „radośnie świętowała” 25 lat wolnej Polski?
Jerzy Baczyński: – Podobne emocje ma około jedna trzecia Polaków. Ale z najnowszych danych CBOS wynika, że ponad 70 proc. uważa, że jednak warto było zmienić ustrój, że bilans jest pozytywny. Oczywiście głębia tych pozytywnych wrażeń jest zróżnicowana. To ciężki rachunek, zwłaszcza na 25-lecie.
Ten okres wygląda inaczej, jeśli się patrzy na procesy historyczne, a inaczej, gdy patrzy się na losy indywidualne. Każdy ma swoją własną historię i dla niego ona jest jedynie prawdziwa. Opowieści dotyczące tych 60–70 proc. zadowolonych mogą tym bardziej drażnić i frustrować ludzi, którzy mają poczucie przegranej. Ale w czasach PRL tych niezadowolonych było 99 proc. To był stan ciągłego kryzysu, który jest nieporównywalny z niczym, czego doświadczamy dzisiaj. Nawet ludzie, dla których tamten świat był zrozumiały, bezpieczny, a dziś, po transformacji, z różnych powodów nie mogą się odnaleźć, w tamtych czasach na ogół żyli podle.
Nie wyobrażam sobie, żeby chcieli się przenieść do lat 80., to tylko taka retoryka.
To skąd ten sentyment?
To, co się pamięta, co dziś nabiera pozytywnego kolorytu, to przede wszystkim poczucie socjalnego bezpieczeństwa. To, że była praca, bo każdy zakład szukał pracowników i wszędzie były gigantyczne przerosty zatrudnienia. Jakoś to życie było ułożone, mniej więcej sprawiedliwie, czyli po równo.