Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Golgota u Sowy

Czy wypada kląć za państwowe pieniądze? Czy cały się trzęsę z oburzenia i zamierzam złożyć w prokuraturze zawiadomienie o możliwości użycia słów niecenzuralnych za publiczne pieniądze?

Czy wypada kląć za państwowe pieniądze? Czy cały się trzęsę z oburzenia i zamierzam złożyć w prokuraturze zawiadomienie o możliwości użycia słów niecenzuralnych za publiczne pieniądze? Wulgarne słownictwo niektórych naszych mężów stanu, dzielnie podsłuchanych przez obrońców demokracji i wolności słowa, wzburzyło media od lewicy do prawicy. Od „Wyborczej” po „Rzeczpospolitą” – szeroki jest front oburzenia. Nawet dziennikarscy bracia bliźniacy, którzy nazywają premiera „fircykiem”, nie przepuszczą okazji, żeby nie wytknąć ministrom braku elementarnej kultury. Jarosław Mikołajewski pisze w „Wyborczej”, że podsłuchani rozmówcy porzucili kulturę oraz niezależność własnej estetyki, i przeciwstawia im (słuchajcie! słuchajcie!)… Sprawiedliwych, którzy w czasie Holocaustu zdobywali się na odwagę, nonkonformizm i niezależność. Moim zdaniem nie trzeba przywoływać Holocaustu, żeby zrozumieć polityka w knajpie. Że też publicysta, nawet żeby zrozumieć wyrazy na cztery litery, musi jechać do Jerozolimy.

Niektórzy panowie z restauracji Sowa&Przyjaciele postanowili się odprężyć, byli przekonani, że nikt ich nie słyszy (ha! ha!), nie ma w towarzystwie pań, a że w każdym mężczyźnie drzemie chłopiec, więc jeśli nie rzuci mięsem, to jaki z niego man? Prywatnie wolno, więc o co chodzi? Mnie się to nie podoba, wulgaryzmów nie używam, nawet kiedy się potknę lub uderzę, wołam nie wiadomo dlaczego „O, Jezu!”. Mimo wszystko, nie zamierzam przyłączać się do chóru oburzonych, że oto ministrowie klną za państwowe pieniądze. A niech klną, byle nie jedli! Zgadzam się z Mikołajewskim, że „czytając to, co powiedzieli, więcej dowiemy się o nas samych niż o nich”.

Polityka 27.2014 (2965) z dnia 01.07.2014; Felietony; s. 96
Reklama