Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nisztor story

Niejasne powiązania Piotra Nisztora

Piotr Nisztor nazywa sam siebie dziennikarzem śledczym. Piotr Nisztor nazywa sam siebie dziennikarzem śledczym. Anna Abako / EAST NEWS
Kim jest Piotr Nisztor? To jedna z najciekawszych zagadek, jakie wciąż towarzyszą tzw. aferze podsłuchowej.
Piotr Nisztor podczas promocji książki o katastrofie smoleńskiej, którą napisał wspólnie z Krzysztofem Galimskim.JAKUB OSTALOWSKI/FOTORZEPA/Forum Piotr Nisztor podczas promocji książki o katastrofie smoleńskiej, którą napisał wspólnie z Krzysztofem Galimskim.

Ujawnienie prywatnej rozmowy z Romanem Giertychem i Janem Pińskim to było w wykonaniu Piotr Nisztora posunięcie strategiczne. Pokazał swoje możliwości, ale chyba daleko nie wszystkie.

Wydawało mu się, że zagrał jak szachista i uciekł do przodu. Od roku spekulowano, co zrobił z książką, którą, jak sam rozpowiadał, pisał o biznesmenie Janie Kulczyku. Plotka głosiła, że zabawił się w szantaż, sprzedał książkę (napisaną lub jeszcze nie) bohaterowi dzieła za 1 mln zł po to, aby nigdy nie ujrzała światła dziennego. Upublicznienie nagranej pod stołem rozmowy z Giertychem spowodowało, że teraz niektórzy za szantażystę uznali byłego wicepremiera, a nie redaktora Nisztora.

Kto jest ojcem, a kto matką

– To ja Nisztora stworzyłem – przyznaje z niejakim bólem Jan Piński, redaktor naczelny tygodnika „Uważam Rze”, posiadacz tytułu międzynarodowego mistrza szachowego, trener tej gry.

Piński mówi, że nauczył Młodego, jak nazywa Piotra Nisztora, dziennikarstwa i wyposażył go w kontakty z tzw. źródłami. – Połowę informatorów miał od mnie, drugą od Andrzeja Kleszczewskiego – wyznaje. – Zastanawiamy się z Andrzejem, który z nas jest ojcem, a który matką Młodego.

Kleszczewski to lekarz radiolog, z bogatym doświadczeniem w działalności gospodarczej, właściciel prywatnej przychodni na warszawskiej Saskiej Kępie. W PRL działał w Zrzeszeniu Studentów Polskich. Później był m.in. prezesem Polfy Tarchomin, Polskiego Holdingu Farmaceutycznego, działał we władzach i radach nadzorczych kilku prywatnych spółek: m.in. SKOK Wołomin oraz związanych z Markiem Falentą (który ma zarzuty udziału w tzw. aferze podsłuchowej) Hawe i Electus. Trudno powiedzieć, co skłoniło doświadczonego menedżera, z branży nie tylko medycznej, do utrzymywania bliskiej towarzyskiej znajomości z młodym dziennikarzem dopiero raczkującym w zawodzie. – Poznałem go przez Tomka Sakiewicza, mojego dobrego kolegę, naczelnego „Gazety Polskiej” – mówi dr Kleszczewski. – Piotr Nisztor tam wtedy pracował, ale potem o coś się z Sakiewiczem poróżnił i go zwolnili.

Wąskie gardła

Kleszczewski wprowadził Nisztora w swoje kręgi. Poznał go m.in. z Markiem Falentą, prezesem SKOK Wołomin Mariuszem Gazdą, a także z biznesmenami działającymi w orbicie wołomińskiego SKOK. Redaktor Jan Piński, starszy kolega Piotra Nisztora, rozprowadził go wśród swoich znajomych ze świata biznesu i polityki. Zapoznał go też z Romanem Giertychem.

Piotr Nisztor miał szczególny talent do zjednywania sobie ludzi. Szybko skracał dystans, przechodził na „ty”, jak z Giertychem. Potrafił być ujmujący, zawsze pamiętał o datach imienin i urodzin osób, na których mu zależało. Swoje urodziny zaś obchodził uroczyście, zapraszając liczne grono gości. – To było zbiorowisko osobliwości – opowiada dawny znajomy Nisztora, bywalec imprez u Piotra. – Były dowódca GROM gen. Roman Polko, płk Śledzik ze Służby Więziennej, dzisiaj sędzia, gen. Paweł Pruszyński, były wiceszef ABW. Co drugi to człowiek służb, obecnych i dawnych, nie wyłączając Służby Bezpieczeństwa.

Nisztor przedstawiał mu swoich gości, nie kryjąc, że to jego wąskie gardła. – Każdemu towarzyszył opis przypominający fiszkę w bibliotece – relacjonuje bywalec kilku imprez urodzinowych. – Ten ma mocne wejścia w ABW, tamten jest z WSI, albo SKW. Przedstawił mi płk Maćkowiaka, szefa Wojskowego Centrum Normalizacji, Jakości i Kodyfikacji, tłumacząc, że to ważny facet, wydaje jakieś certyfikaty i jest po imieniu z generałami.

– Zastanawiałem się, jak to możliwe, że dwudziestoparoletni dziennikarz tak szybko zdobył zaufanie w tylu kręgach – mówi kolega Piotra Nisztora z redakcji dawnego „Dziennika”. Jan Piński zauważa, że Młody zawsze działał z wyrachowaniem. Zaprzyjaźniał się, ale nie był lojalny. Ludzi traktował jak szczeble, po których wdrapywał się coraz wyżej. – Nie uznawał świętości, nawet przyjaciół potrafił gryźć w dłonie.

 

Pogryzieni przez redaktora

Sam, po publikacji nagrania rozmowy z mecenasem Giertychem, czuje się pogryziony. Motyw gryzienia często powraca w rozmowach o Nisztorze. Andrzej Kleszczewski też czuje się pogryziony. W styczniu 2013 r. Nisztor wysłał do niego e-maila z pomówieniami zawartymi w pytaniach. Wynikało z nich, że uważa Kleszczewskiego za agenta CBA o pseudonimie „Romek”, rozpowiadającego, że Nisztor siedzi u niego w kieszeni. Padła też sugestia o nagraniu jakiejś rozmowy z Kleszczewskim. Z listy adresatów Kleszczewski zorientował się, że korespondencja nie jest prywatna, trafiła do wielu odbiorców. Zaprzeczył wszystkim zarzutom i zerwał z Nisztorem kontakty.

E-maile z licznymi pytaniami to była specjalność redaktora Nisztora. Sam wyjaśnia, że „kwestia wysyłania pytań do bohaterów publikacji jest jednym z elementów pracy dziennikarza i służy weryfikacji informacji oraz poznaniu stanowiska danej osoby czy podmiotu”. Krążą opowieści o setkach pytań, jakimi zasypywał znanych biznesmenów, m.in. Jana Kulczyka, Leszka Czarneckiego, Ryszarda Krauzego, Michała Sołowowa czy Jerzego Staraka. Miał w nich poruszać niezwykle skomplikowane kwestie biznesowe, ale też dopytywać o sprawy obyczajowe. Andrzej Piechocki, prezes giełdowej spółki MNI, opublikował specjalny komunikat giełdowy, w którym przytoczył 75 pytań zadanych mu przez Nisztora, aby „zapobiec rozpowszechnianiu bezpodstawnych informacji dotyczących spółki”. Pytania dotyczyły relacji Piechockiego z innymi osobami i firmami, ale też zawierały sugestie dotyczące uwikłań prezesa MNI z okresu PRL.

Po co Piotr Nisztor przygważdżał osoby z biznesowej top-listy swoimi szczegółowymi pytaniami, skoro nie pojawiały się potem związane z tymi kwestiami publikacje? Nisztor wyjaśnia, że nie wysyłał setek pytań, a do Sołowowa i Staraka w ogóle pytań nie wysyłał. Korespondencję z biznesmenami prowadził w związku przygotowywaną książką „Nietykalni – kulisy polskich prywatyzacji”, która ukaże się na przełomie września i października nakładem wydawnictwa Editions Spotkania.

Według Andrzeja Kleszczewskiego wysłał też prowokujące pytania do szefa SKOK Wołomin. – Rozmawiał z nim prywatnie, byli na „ty”, a potem treść towarzyskich pogawędek wykorzystał w pytaniach. Prezes SKOK był tym oburzony – mówi.

Na początku 2014 r. pojawiła się plotka, że Piotr Nisztor został ostro skarcony (pobity?) przez osoby związane ze SKOK Wołomin. Towarzyszyła tej plotce opinia, że ukarano go za to, że ugryzł rękę, która go karmiła. Sam Nisztor zaprzecza, nigdy nie został przez nikogo pobity. Ale nie odpowiada na pytanie, czy był przez kogoś ze SKOK zastraszany.

Dojeżdżanie misia

Według plotki po rzekomym pobiciu (zastraszeniu?) przez kilkanaście dni nie pokazywał się publicznie. Mniej więcej w tym czasie spółka wydająca periodyk „7 Dni Puls Tygodnia” rozwiązała z nim umowę o pracę, był tam zatrudniony jako redaktor naczelny. Jednym z powodów był fakt, że zaniedbał obowiązki, przez jakiś czas nie pojawiał się nawet w pracy. – Dawałem mu materiały do publikacji o interesach Jana Burego z PSL z biznesmenami z branży energetycznej, chciał to opisać – mówi Jan Piński. – Nie opisał, za to przyjął posadę u tych biznesmenów, bo to oni dali pieniądze na tygodnik „7 dni Puls Tygodnia”.

Poseł Józef Rojek (Solidarna Polska) wystosował w grudniu 2013 r. zapytanie do ministra gospodarki m.in. w sprawie niejasnych biznesowych powiązań posła Burego. Stwierdził, że spółka wydająca „7 Dni Puls Tygodnia” jest powiązana z firmą energetyczną Elektrix wspieraną przez Jana Burego w okresie, kiedy był wiceministrem skarbu. Jan Bury został potem blogerem tygodnika, a na łamach jego nazwisko pojawiało się wyłącznie w pozytywnym kontekście.

Znajomy Nisztora pamięta, że krótko przed powstaniem tego tygodnika Piotrek atakował Burego pytaniami. – Mówił, że go dojeżdża. Kiedyś zadzwonił do niego telefon. Powiedział, żebym siedział cicho, bo to Bury. Dał na funkcję głośnomówiącą. Bury o coś go prosił i brzmiało to jak skomlenie – opowiada.

– Powiedzenie o dojeżdżaniu było jego ulubionym zwrotem – mówi Jan Piński. – Dojedziemy misia, tak zapowiadał swoje kolejne akcje.

Sławomir Wróbel (nazwisko zmienione), swego czasu bliski kolega Piotra Nisztora, pamięta, że tuż przed wybuchem sprawy prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego, Piotrek pakował torbę przed podróżą na Wybrzeże. – Był podekscytowany i mówił, że jedzie dojechać Karnolka. Dopiero potem zrozumiałem, co miał na myśli.

Nisztor był współautorem publikacji „Rzeczpospolitej” o nagranej przez biznesmena Sławomira Julkego rzekomo korupcyjnej rozmowy z Karnowskim. Dopiero po kilku latach prezydent Sopotu został oczyszczony z zarzutów, a nagranie okazało się zmanipulowane. W tamtym czasie Nisztor triumfował, że udało się tak sprytnie prezydenta dojechać. Prawdopodobnie z tego poczucia triumfu i dla poniżenia bohatera swojej publikacji zaczął wtedy używać nowego adresu e-mailowego, którego początek brzmiał: j.karnolek@.

Żonglowanie i kiwanie

Piotr Nisztor nazywa sam siebie dziennikarzem śledczym. Faktycznie, śledzi, co się da. Podczas wypraw na Wybrzeże próbował śledzić tamtejszego potentata biznesowego Ryszarda Krauzego. – Pytał mnie o materiały na Krauzego – ujawnia Jarosław Pieczonka, były policjant CBŚ z Trójmiasta. – Czego konkretnie szukasz, chciałem wiedzieć. Wszystkiego, co będzie kompromitujące, odrzekł. Nie pomogłem mu.

Pieczonka przez jakiś czas utrzymywał kontakty z Nisztorem, ale potem je zerwał, bo, jak mówi, zaczął podejrzewać, że ten człowiek tylko udaje dziennikarza, a prawdziwy cel swoich poczynań skrzętnie ukrywa. Zbiera haki na ludzi i traktuje je jak trofea, ale nie do publikacji. – Po co to robi? Mogę się domyślać, że dla jakiś innych korzyści – mówi były funkcjonariusz.

Nisztor na wszelkie pytania ma gotowe odpowiedzi. Książki o Kulczyku nikomu nie sprzedał. Miał umowę z wydawnictwem, ale została zerwana. Przez następne trzy lata zapomniał poszukać innego wydawcy. Dlaczego dopiero po trzech latach od nagrania przekazał do „Wprost” rozmowę z Giertychem i Pińskim? Miała być rozdziałem książki o Janie Kulczyku, odpowiada na moje pytanie. Ma nadzieję, że książka ukaże się w przyszłym roku. Nie wyjaśnia jednak, dlaczego akurat ten rozdział z mecenasem Giertychem postanowił dorzucić do listy ujawnionych skrycie nagranych rozmów. – Popełnił błąd, nawet średnio rozgarnięty szachista nie wykonałby takiego ruchu – mówi Jan Piński, dawny przyjaciel Nisztora.

Polityków i biznesmenów nagrywali w warszawskich restauracjach kelnerzy na czyjeś zlecenie. Wcale nie jest pewne, że to Marek Falenta był tym zleceniodawcą. Piotr Nisztor, dorzucając nagranie, którego sam dokonał, wpisał się na listę podejrzanych, tym bardziej że to on był osobą, której jakieś tajemnicze źródło miało podrzucać pozostałe nagrania. Za dużo spraw zwaliło się na głowę dziennikarza z ambicjami śledczymi. Żongluje nimi jak piłkarz futbolówką. W piłkę lubi grywać, ma skłonności do dryblingu. – Kiwa się z piłeczką zbyt chaotycznie – ocenia kolega z sali gimnastycznej, gdzie czasem trenują. – Zawsze jest obawa, że splączą mu się nogi i wywinie orła.

Polityka 29.2014 (2967) z dnia 15.07.2014; Społeczeństwo; s. 7
Oryginalny tytuł tekstu: "Nisztor story"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną