Jeśli kogoś przegapiłem, przepraszam, dopiszę do listy, która dziś wygląda następująco: Ewa Kopacz, Jerzy Buzek, Jan Krzysztof Bielecki, Janusz Lewandowski, Tomasz Siemoniak, Rafał Dutkiewicz.
Ta klęska urodzaju jest oczywiście korzystna dla Platformy. Ba, to wymarzona informacja po trudnych tygodniach i ciężkich stratach, które partia poniosła w aferze podsłuchowej. Radosław Sikorski i Bartłomiej Sienkiewicz oberwali najbardziej, niepewna stała się pozycja Elżbiety Bieńkowskiej – i wokół Tuska zrobiło się jeszcze bardziej pusto.
Teraz przez miesiąc można do woli żonglować nazwiskami, by tę pustkę zamaskować, przekonać ludzi, że w Platformie jest życie, są przyszli liderzy i że partia i rząd wcale nie wiszą na jednym człowieku. I – stąd pogłoski o Dutkiewiczu – że Platforma wciąż przyciąga.
Bo przecież lewica się jednoczy, prawica się jednoczy; dla Tuska bardzo groźne byłoby wrażenie, że PO to partia schyłkowa, która odpycha wyborców i polityków. Tak więc Dutkiewicz w tych, sprzecznych zresztą, pogłoskach ogromnieje – jest premierem, szefem partii, ministrem spraw zagranicznych, wchodzi do zarządu PO.
Poza przyszłym i niepewnym wymiarem krajowym porozumienie Tuska z Dutkiewiczem ma wymiar lokalny. Dolny Śląsk to region, w którym lista Dutkiewicza w 2010 r. zdobyła aż 22 proc. w wyborach do sejmiku. Teraz ma jej nie wystawić i poprzeć PO; w zamian za to partia poprze ludzi Dutkiewicza w wyborach do rady miasta i samego prezydenta – w prezydenckich. Pozyskanie Dutkiewicza jest istotne także dlatego, że w regionie wciąż trzymają się niedobitki schetynowców, do których po eurowyborach przystąpił popularny w regionie były prezydent Wrocławia, europoseł Bogdan Zdrojewski.
Dla Dutkiewicza ta sytuacja też jest wygodna.