Z opublikowanego dzisiaj omówienia raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że chociaż upoważniony do nadzoru nad służbami specjalnymi jest premier, to nie wyposażono go w narzędzia umożliwiające sprawowanie rzeczywistej władzy nad ABW, AW, SKW, SWW i pozostałymi instytucjami zaliczanymi do grona służb ze specjalnymi uprawnieniami. Dlatego chociaż premier może wydawać służbom polecenia, to nie ma możliwości weryfikacji, czy zostały one wykonane i w jaki sposób. Szef rządu sprawuje nadzór jedynie iluzoryczny, a de facto jest pozbawiony takich kompetencji.
Premier w polskim systemie jest przewodniczącym Kolegium do spraw Służb Specjalnych, czyli ciała teoretycznie nadrzędnego w stosunku do tych służb. W praktyce Kolegium działa sobie, a służby sobie. Nie ma przepisów regulujących relacje między premierem i jego ministrami, a instytucjami wyposażonymi w specjalne uprawnienia. Na dobrą sprawę nawet kiedy mianowani przez premiera szefowie poszczególnych służb mieliby najlepszą wolę i chcieli informować szefa rządu o swoich działaniach, to brak stosownych przepisów im to uniemożliwia. Mogliby zostać postawieni w stan oskarżenia za ujawnianie tajemnic państwowych i służbowych niepowołanej osobie, czyli premierowi – taki paradoks.
Nie istnieje system, działają tylko jego wycinki, a to powoduje pogłębiający się chaos. Brakuje przede wszystkim całościowej ustawy o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych, czyli swoistej konstytucji obejmującej swoim zakresem wszystkie działające w Polsce służby. Brakuje też zapisanego w prawie mechanizmu kontrolnego. Nawet szefowie służb, pełniący swoje funkcje w systemie kadencyjnym, przeważnie od wyborów do wyborów, też nie w pełni są w stanie kontrolować pracę swoich podwładnych.