Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Kto teraz będzie rządził Polską, kto przejmie ster w Platformie?

Przełożenie dymisji premiera daje mu czas na oswojenie kolegów i koleżanek z nową sytuacją. Przełożenie dymisji premiera daje mu czas na oswojenie kolegów i koleżanek z nową sytuacją. Maciej Śmiarowski / Kancelaria Prezesa RM
W kraju zmieni się niemało. Zaczęliśmy podróż w nieznane. Ale coś jednak wiadomo, rysuje się kilka ciekawych pytań.

Wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej będzie miał znikomy wpływ na Unię Europejską i znacznie większy na politykę polską. Tusk, niezależnie od swych licznych talentów, nie zmieni nastawienia Niemiec i Francji do Rosji, nie przesądzi o umowie handlowej z USA, nie załatwi Polsce rewolucji w polityce klimatycznej.

W kraju zmieni się natomiast niemało. Zaczęliśmy podróż w nieznane. Coś jednak wiadomo, rysuje się też kilka ciekawych pytań.

1. Tusk nie odejdzie natychmiast. Rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska zapowiedziała, że premier będzie wykonywał funkcję do końca listopada, kadencję przewodniczącego Rady zacznie 1 grudnia. Oznacza to, że Platforma zyskuje atut w kampanii samorządowej, prowadził ją będzie premier i „prezydent Europy”, jak w sobotę ochrzciły go zachwycone media. Nowa funkcja uodporni Tuska na ataki PiS; Polacy będą w nim widzieli dowód na ważną rolę Polski w Unii.

2. Przełożenie dymisji premiera daje mu czas na oswojenie kolegów i koleżanek z nową sytuacją. Oni niemal do ostatniej chwili nie wierzyli, że zostaną osieroceni.

3. Giełda nazwisk sukcesorów Tuska puchnie, padło już wiele nazwisk. Od Ewy Kopacz, która zgodziła się nawet wziąć na barki funkcję premiera, przez ministra obrony Tomasza Siemoniaka i wicepremier Elżbietę Bieńkowską po dinozaury PO: Janusza Lewandowskiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jerzego Buzka. Tusk zapowiedział konferencję w sprawie przyszłego rządu na początku przyszłego tygodnia, prawdopodobnie we wtorek. Ale nie musi wówczas przeciąć spekulacji, może poczekać z tym ruchem. Nie wiadomo zresztą, czy sam premier wie już, kto go zastąpi; niewykluczone przecież, że ma w głowie kilka nazwisk i sam potrzebuje czasu na zastanowienie.

Reklama