Można powiedzieć, że Piotr Serafin (rocznik 1974) jest osobą tak samo rozpoznawalną w Brukseli jak premier. Jeśli chodzi o sprawy europejskie, to człowiek instytucja. Od czasów premiera Buzka uczestniczył we wszystkich unijnych bataliach Polski: od unijnego budżetu, po negocjacje klimatyczne i słynną walkę o pierwiastkowy system głosowania w 2007 r., za który, jak pamiętamy, chciał kiedyś umierać premier Jarosław Kaczyński.
Mówią o nim, że ma kalkulator w głowie, on sam twierdzi, że jego mocną stroną jest pamięć instytucjonalna.
By premier nie miał kłopotów
Od maja 2012 r. jest ministrem ds. europejskich w MSZ i doradcą ds. europejskich Donalda Tuska. To z nim kontaktują się polscy ministrowie, gdy wybuchają pożary na linii Polska – Komisja Europejska. Kiedyś tak mówił dziennikarzom o swojej pracy: „Moim zadaniem jest informować premiera, gdzie może mieć kłopoty. I sprawiać, by było ich jak najmniej”.
Do Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej trafił w 1998 r., gdy był jeszcze na studiach. Zaczynały się właśnie negocjacje członkowskie Polski z UE – w ekipie Jana Kułakowskiego zajmował się podatkami i unijnym budżetem. Świetnie zna się na unijnych rozgrywkach. Kalkulatorem – czyli kluczową osobą na unijnych szczytach, tą od liczenia pieniędzy – został w grudniu 2002 r., tuż przed szczytem w Kopenhadze, na którym decydowało się, na jakich zasadach Polska wstąpi do UE. Na jednym ze zdjęć zrobionym podczas tamtych negocjacji widać 28-letniego Piotra Serafina w otoczeniu wianuszka najważniejszych w państwie: premiera Leszka Millera, szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza oraz ministra ds. europejskich Danuty Hübner. Serafin liczył, czy to, co zachodni przywódcy położyli na stole, opłaca się Polsce.