Histeria i realizm
Niektórzy lekarze w Polsce już zaczęli ostrzegać przed ebolą. Czy ten popłoch jest uzasadniony?
Swój ostatni komentarz sprzed kilku dni poświęcony wirusowi ebola zakończyłem słowami: „Polskie służby sanitarne podobno są gotowe na spotkanie z tym zagrożeniem. Choć doświadczenie podpowiada, by lepiej nie wystawiać ich na tę próbę”. Gdy dziś słyszę wypowiedź krajowego konsultanta ds. chorób zakaźnych, który cierpko przyznaje, iż „nie jesteśmy przygotowani na leczenie chorych z ebolą”, mam wątpliwości, czy taka histeria jest właściwa.
Nie można mieć wątpliwości, że autor tej wypowiedzi – dr hab. Andrzej Horban z Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie – jest realistą. To pewnie różni go od polityków, którzy wiele obiecują, ale konkretną pomocą służą dopiero wtedy, gdy trzeba reagować doraźnie i szybko. Z Ministerstwa Zdrowia już od kilku tygodni płyną uspokajające komunikaty, że Polska jest przygotowana do leczenia osób, u których zostanie rozpoznane zakażenie wirusem ebola, a wszystkie służby mają rozpisane procedury, jak z takim pacjentem postępować.
Okazuje się jednak, że co innego napisać zalecenia, a co innego zaopatrzyć szpital w niezbędne materiały i środki chroniące personel przed zagrożeniem. Wypadek w Hiszpanii i losy pielęgniarki z madryckiego szpitala, która nie uchroniła się przypadkowego zakażenia, wyraźnie pokazuje, że trzeba procedury znać i ich przestrzegać, ale też umieć postępować właściwie. Jeśli personel ze stołecznego szpitala chorób zakaźnych od dawna nie może doprosić się o specjalistyczne skafandry (obiecane przez Ministerstwo), to jak ma się nauczyć je wkładać, a co nawet ważniejsze – w sposób bezpieczny je zdejmować?