Sprawa Rospudy w 2007 roku podzieliła Polskę. Kiedy okazało się, że niewątpliwie bardzo ważna i potrzebna obwodnica Augustowa ma zdewastować wyjątkowo cenne i unikalne w Europie bagna, ostoję cennych gatunków ptaków i roślin, rozgorzał spór między rzekomymi zwolennikami postępu oraz rzekomo zacofanymi obrońcami przyrody.
Ci pierwsi uważali, że ochrona przyrody to niedorzeczność w XXI wieku, bo hamuje rozwój. A tylko rozwój się liczy, przyroda natomiast stoi z nim w sprzeczności. Że Europa dawno wybudowała drogi i autostrady, nie bacząc na przyrodę, a teraz wtrąca się i utrudnia nasz marsz do nowoczesności, broniąc bagien, które są bagnem jak bagno, niczym niezwykłym. Bo europejskie instancje też przeciwko niszczeniu Rospudy się sprzeciwiły i groziły Polsce trybunałem.
Obrońcy przyrody, ośmieszani, pokazywani jako prymitywy i anarchiści, a nawet może komuniści, bronili Rospudy własnymi ciałami, przykuwali się do drzew, organizowali protesty. Ale też pokazywali drogę wyjścia dla drogi. Mówili, że obwodnica – jak najbardziej potrzebna, bo Augustów umierał od najazdu tirów, zmierzających za wschodnio-północną granicę – może przecinać bagna w innym miejscu, niż to zaplanowali zwolennicy rzekomego postępu. Że wcale nie trzeba niszczyć cennych terenów, że naszym obowiązkiem jest chronić przyrodę. l że człowiek nie ma prawa jej ujarzmiać, bo to niesie zgubę nie tylko natury, także, w końcu, tego człowieka. Że podcinamy gałąź, że te prastare bagna są nie do odtworzenia, a budowanie drogi przez podmokłe tereny to absurd budowlany.
Spór sięgnął najwyższych gremiów politycznych, bo Maria Kaczyńska, żona prezydenta Lecha Kaczyńskiego, opowiedziała się po stronie obrońców Rospudy, a rząd PiS Jarosława Kaczyńskiego starał się ich dyskredytować i parł ku budowaniu za wszelką cenę.