Wydaje się, że część naszych polityków uwierzyła w koniec kryzysu ogłoszony przez premiera Tuska jesienią 2013 r. I było na bogato. Dzięki tzw. aferze taśmowej usłyszeliśmy o słabościach naszych oficjeli do ośmiorniczek, wołowych policzków i dobrych trunków. Nie byłoby w tym może nic niewłaściwego, gdyby nie fakt, że za wystawne kolacje płacili oni służbowymi kartami. Z rozmów m.in. byłych już ministrów finansów i spraw zagranicznych Jacka Rostowskiego i Radosława Sikorskiego dowiedzieliśmy się też sporo o politycznej kuchni – o trudach zdobywania dla Donalda Tuska armaniaku rocznik 1957 czy kubańskich cygar (Sikorski: „Cała ambasada na Kubie dwoi się i troi, żeby zdobyć najlepsze cygara dla Tuska”). Nie do śmiechu było także Sławomirowi Nowakowi, który z powodu swojej słabości do luksusowych zegarków i rzekomej niewiedzy, że kosztowne prezenty powinien uwzględniać w oświadczeniach majątkowych, został skazany na 20 tys. zł grzywny. Poseł zrzekł się mandatu. Za to „trzej amigos z PiS”: Adam Hofman, Mariusz Antoni Kamiński i Adam Rogacki postanowili wraz z żonami podbić Madryt, co dało początek tzw. aferze madryckiej. Teraz próbują dowodzić, że nie dopuścili się niczego niewłaściwego, lecąc w delegację tanimi liniami lotniczymi, choć zadeklarowali jazdę prywatnymi samochodami, na co wzięli z Kancelarii Sejmu ryczałt. Na razie nie przekonali nawet byłego partyjnego kolegi Mariusza Błaszczaka.