Andrzej Szumowski, prezes Stowarzyszenia Polska Wódka (PVA – Polish Vodka Association), polską wódkę definiuje w taki sposób: – To wódka wyprodukowana na terenie Polski z tradycyjnych polskich zbóż: żyta, pszenicy, pszenżyta, owsa, jęczmienia albo ziemniaków. Tak reguluje to obowiązująca od dwóch lat ustawa, z której prezes jest bardzo dumny. Mocno angażował się w jej powstanie. To była nasza odpowiedź na decyzję Parlamentu Europejskiego, który w 2009 r. uchwalił, że wódką można nazwać każdy wysokoprocentowy alkohol produkowany z płodów rolnych – także kukurydzy, melasy, owoców, a nawet warzyw. Wódka z bananów albo marchwi? Dla nas to zgroza, coś nie do zaakceptowania. Dlatego powstała ustawowa definicja, której przyjęcie nie było łatwe, bo były silne naciski, by wśród tradycyjnych polskich zbóż, obok pszenżyta, znalazła się i kukurydza.
Niewiele produktów dorobiło się własnych ustaw. Ale wódka nie jest zwykłym produktem. To dobro narodowe. Kilka nacji rości sobie prawa do miana ojczyzny wódki – zwłaszcza Rosjanie i Skandynawowie. Zdaniem prezesa Szumowskiego, niesłusznie. – Wódka narodziła się na polskich ziemiach. To element naszej tradycji jak whisky dla Szkotów. Powinniśmy być z tego dumni – przekonuje.
Polacy się nie oszczędzają, by tę dumę potwierdzać czynem. W 2013 r. wypili 224 mln l wódki za ponad 10 mld zł. To ponad 35 proc. naszych wydatków na napoje alkoholowe. – W przeliczeniu na czysty alkohol pijemy jednak mniej niż większość obywateli UE. Na jednego mieszkańca powyżej 15 roku życia wypada 10,1 l rocznie, podczas gdy średnia UE to 10,7 l – podkreśla prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy Leszek Wiwała.