Od sukcesów lub wpadek Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju zależy nieraz postrzeganie całego rządu. Dlatego noc z 13 na 14 grudnia pani minister spędziła na posterunku, czyli w swoim gabinecie. Śledząc na komputerze ruch pociągów. – Na wypadek gdyby trzeba było podejmować jakieś błyskawiczne decyzje – mówi Maria Wasiak. Tej nocy wchodził w życie nowy rozkład jazdy PKP, co w przeszłości nieraz wysadzało z fotela szefa kolejowej spółki. W swój pierwszy rejs tej samej nocy ruszyło też Pendolino. Gdyby coś na torach zaiskrzyło, pani minister gotowa była także na dymisję. Zwłaszcza że pierwszy raz zażądano jej tuż po nominacji. Okazało się, że w związku z odejściem ze stanowiska członka zarządu PKP SA należy jej się wysoka odprawa, aż 510 tys. zł. A przecież nikt jej nie odprawił, awansowała nawet do rządu, dlaczego więc wypłacać jej roczne pobory jako rekompensatę za zakaz pracy dla konkurencji?
Maria Wasiak w PKP pracowała od 2000 r., przez długie lata za chudą „kominówkę”. Kontrakty menedżerskie, umożliwiające podniesienie wynagrodzeń dla zarządu PKP, wprowadził dopiero Sławomir Nowak, gdy został ministrem transportu. Zaczęła wtedy zarabiać miesięcznie ponad 40 tys. zł brutto. Z jej oświadczenia majątkowego wynika, że prawie wszystko odkładała. W nowym rządzie należy do najbardziej zasobnych ministrów. Mieszka jednak chyba najgorzej. Na Mokotowie, ale w małym 50-metrowym mieszkaniu. To, co w nim najcenniejsze, to sprzęt do słuchania muzyki. W swoim gabinecie też słucha, jest fanką muzyki poważnej. Jako jedyna z rządu stale bywa w operze.
Odprawa Wasiak, w połączeniu ze stanowiskiem w Orlenie dla odchodzącego z Kancelarii Premiera Igora Ostachowicza, zaczęła wyraźnie psuć wizerunek nowego rządu. Mimo że nikt w tej sprawie prawa nie naruszył.