W sobotę 7 lutego Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta, wygłosił – jak zapowiadano – najważniejsze w swojej dotychczasowej karierze politycznej przemówienie. Przyznał m.in., że o kandydaturze zaczął myśleć po tragedii smoleńskiej, a o urząd ubiega się po to, by kontynuować niedające się zaprzepaścić dzieło Lecha Kaczyńskiego. Zapewniał, że jeśli zostanie wybrany, wyznaczy nowy styl władzy – aktywny, oparty na trosce o obywateli i poszanowaniu konstytucji.
Kandydat PiS, parafrazując dawną wypowiedź Bronisława Komorowskiego, powiedział: „Kiedy pytają mnie, dlaczego zdecydowałem się kandydować na prezydenta, odpowiadam, że kiedy 8 kwietnia 2010 r. lecieliśmy z panem prezydentem Kaczyńskim z Wilna do Warszawy, pan prezydent, już rozluźniony po spotkaniach z prezydent Litwy, opowiadał o czasach pierwszej i drugiej Solidarności. Historie te były bardzo ciekawe, bo nieprzedstawione tak, jak to opisują w podręcznikach”. Duda miał się podczas tej rozmowy poczuć namaszczony do przywództwa.
Lech Kaczyński „chciał dla Polaków Polski silnej, która będzie umiała obronić najsłabszych i nie będzie musiała bać się silnych”. Tę misję kandydat PiS chce podjąć na nowo.
Do pierwszych zadań prezydenta Dudy miałoby należeć przywrócenie wieku emerytalnego. Planuje też złożyć projekt dotyczący ochrony polskiej ziemi („1 maja mają zostać zniesione ograniczenia związane z obrotem nią”).
„Można naprawić Rzeczpospolitą. Ale do tego potrzebna jest dobra i uczciwa władza. Taką można wybrać 10 maja 2015 roku. Niech ta data stanie się datą historyczną. Przyszłość ma na imię Polska!” – puentował.