Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dziedzic

Czy Adam Jarubas pociągnie PSL?

Jest młody, przystojny i unika konfliktów. Ma 41 lat i we własnej partii opinię konserwatysty. Jest młody, przystojny i unika konfliktów. Ma 41 lat i we własnej partii opinię konserwatysty. Łukasz Zarzycki / Forum
PSL wystawił Adama Jarubasa nie po to, żeby starał się o prezydenturę, ale żeby pomógł partii w ważniejszych wyborach parlamentarnych.
W 2011 r. zdobył mandat poselski, żeby zaraz potem z niego zrezygnować.Saltarski/Wikipedia W 2011 r. zdobył mandat poselski, żeby zaraz potem z niego zrezygnować.

Do roli konia pociągowego marszałek świętokrzyski nadaje się jak nikt w partii. W jego regionie Platforma jest tylko przystawką, którą ludowcy po ostatnich wyborach samorządowych zaczynają już konsumować. Zdobyli aż 46 proc. głosów, czyli dwa razy więcej niż wysoka przecież średnia krajowa, a PO osiągnęła najgorszy wynik w kraju, ledwie 13 proc. Jarubas rządzi tu już trzecią kadencję, za każdym razem zdobywając coraz wyższe poparcie. – Dzięki unijnym pieniądzom, to on je dzieli – podkreśla jednak Andrzej Szejna, szef świętokrzyskiego SLD.

W kampanii prezydenckiej jego przykład ma pokazać prowincji, że PSL może walczyć o całą władzę, a nie tylko o przeczołganie się nad progiem wyborczym. – Bo wybory – tutaj kandydat cytuje Wincentego Witosa – wygrywa się nie w Warszawie, ale na prowincji.

Ile może zebrać? Dotychczas ludowi kandydaci otrzymywali w wyborach prezydenckich od 2 do 7 proc. głosów. Jeśli Jarubas zdołałby się otrzeć o wynik dwucyfrowy, dla Janusza Piechocińskiego może to oznaczać, że pożegna się z przywództwem w partii szybciej, niż zamierza, a dla ministra rolnictwa Marka Sawickiego, że już nie zostanie szefem ludowców. W PSL nastąpiłaby zapewne zmiana pokoleniowa, ale jej beneficjentem nie byłby już dotychczasowy faworyt, młodszy od Jarubasa Kosiniak-Kamysz, ale świętokrzyski marszałek.

Starzy ludowcy to wiedzą, choć usiłują bagatelizować protekcjonalnym poklepywaniem Adasia (tak przedstawiał go Piechociński) po ramieniu. On też to wie. Kiedy Sawickiemu wymknęło się słowo „frajerzy” w stosunku do producentów owoców, Jarubas napisał na Twitterze: „Marek, wstyd mi za ciebie”.

Na wójtach i sołtysach

W kampanii prezydenckiej eksponuje swoje pochodzenie, które różni go od wielkomiejskich konkurentów. Dużo mówi o piłce błotnej, w którą do tej pory grywa w rodzinnej wsi Błotnowola, i o zawodach w zwijaniu węża, w których startował w młodości jako członek Ochotniczych Straży Pożarnych. Natomiast wątku grania po weselach już nie eksponuje. Nie chce, by go przezywali „wiejskim grajkiem”.

Skąd partia weźmie pieniądze na kampanię Jarubasa? Ma przecież jeszcze po wyroku Sądu Najwyższego 9 mln zł do spłacenia za nierzetelność finansową w poprzednich kampaniach. I świeży kłopot na głowie, który może skończyć się kolejną karą finansową. Prokurator zawiadomił Państwową Komisję Wyborczą, że starosta sandomierski (człowiek Jarubasa) zbierał pieniądze na kampanię m.in. na nieformalnym koncie. Winowajcę wyrzucono z partii, ale stanowisko zachował. (Ludowcy nigdy nie skreślają swego człowieka całkowicie).

Więc także z tego powodu kampania kandydata nie będzie oparta na pieniądzach, ale na ludziach z prowincji. Na wójtach i sołtysach, samorządowcach i pracownikach agencji rolnych, których do walki ma poderwać obietnica zachowania wpływów i stanowisk.

Świętokrzyskie w latach 90. wydawało się matecznikiem lewicy. Aż do tak zwanej afery starachowickiej, która dla jej bohatera Henryka Długosza zakończyła się więzieniem. Sympatie przeszły na PiS. To wtedy Przemysław Gosiewski zawalczył o peron we Włoszczowie. A mimo to w 2006 r. PiS w Świętokrzyskiem wybory przegrało. Od tej pory rządzą ludowcy. To duża zasługa Jarubasa. Jest młody, przystojny i unika konfliktów. Ma 41 lat i we własnej partii opinię konserwatysty.

Zapisał się do ugrupowania już w wieku 18 lat (dziś ma lat 41). Wcześniej, od roku, był już w Związku Młodzieży Wiejskiej. Ojciec oczywiście z PSL. Jarubas nie zdziwił się więc, kiedy sąsiad Krzysztof Gajek, wtedy rolnik, obecnie pracownik Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, zaczepił go, że jest szansa, by został asystentem niewidomego posła Tadeusza Madzi. Do Warszawy wyjechał, mając 20 lat. W nauce mu to nie przeszkadzało, historię w kieleckiej Wyższej Szkole Pedagogicznej studiował zaocznie. Dokształcać się zaczął, kiedy był już marszałkiem. – Za unijne pieniądze zrobił MBA – podpowiada opozycja.

Poseł Madzia był też prezesem kilku spółdzielni, więc dzięki niemu Adam zbliżył się do kolejnej, ważnej w partii osoby, Alfreda Domagalskiego, wtedy prezesa świętokrzyskich struktur PSL. To on go namaścił w 2006 r. – Jarubas miał wtedy 32 lata – żeby wystartował w wyborach i zajął jego miejsce. Po 17 latach sprawowania funkcji chciał z niej zrezygnować na rzecz prezesury w Krajowej Radzie Spółdzielczej. Przekonywał do tego wyboru kolegów. Jarubas miał już za sobą karierę radnego, wicedyrektora kieleckiej KRUS oraz Powiatowego Centrum Usług Medycznych. Wszystkie funkcje z poręki ludowców.

Ale Waldemara Pawlaka Domagalski nie przekonał, prezes miał w tych wyborach innego faworyta. Jednak po czterech miesiącach „młody”, jako szef wojewódzkich struktur PSL, wygrał w regionie wybory do sejmiku. Zdobył 8 tys. głosów i został marszałkiem.

W 2011 r. zdobył mandat poselski, żeby zaraz potem z niego zrezygnować. Dziś mówi, że nie chciał być posłem, który z piętnastego rzędu w Sejmie ma tylko jedno zadanie – głosować tak, jak partia każe. Jakby przed wyborami tego nie wiedział. Wcześniej sugerował lokalnemu oddziałowi „Gazety Wyborczej”, że liczy na stanowisko ministra rozwoju regionalnego. Gdyby tak się stało, unijną kasę dzieliliby ludowcy. Trudno sobie wyobrazić, by PO się na taki układ zgodziła. W głosie Jarubasa pobrzmiewa jednak żal do Pawlaka, wtedy wicepremiera, że teki mu nie załatwił. Drogi prezesa i marszałka zaczęły się rozchodzić.

Jarubasowi coraz bliżej było do Janusza Piechocińskiego. Zaangażował się w jego kampanię wyborczą, gdy ten wystartował przeciwko Pawlakowi o przywództwo w partii. Po wygranej Piechocińskiego Jarubasa uważa się za jego najbliższego współpracownika. Ale szefem Rady Naczelnej PSL, czyli drugą osobą w partii, mimo starań nowego prezesa, Jarubas nie został. Koledzy wybrali Jarosława Kalinowskiego. Młody został wiceprzewodniczącym partii.

Region zacofany

Choć do tej pory Jarubas pozostawał działaczem lokalnym, to w PSL często stawiany był za wzór skuteczności. – Prawie wszyscy starostowie w Świętokrzyskiem są z PSL albo zostali przez partię namaszczeni – uważa Szejna. Ogromne pieniądze, jakie od 2006 r. napłynęły z UE, marszałek wykorzystał do zbudowania silnych struktur partyjnych. Region pozostał zacofany, a przedsiębiorcy niezwiązani z partią nie mogą liczyć na wsparcie. Sam Jarubas ocenia, że miał do dyspozycji ok. 20 mld zł.

– Co powstało za te pieniądze – pyta Szejna. – Świętokrzyskie się nie rozwija, lecz zwija, bo w 2013 r. nasz PKB na głowę mieszkańca był mniejszy niż wcześniej – wylicza. – Spadamy w rankingu atrakcyjności dla inwestorów. Mamy najgorszy wskaźnik umieralności niemowląt i najwyższe bezrobocie. A nowy most w Połańcu, za unijne pieniądze, nie ułatwił życia jadącym do granicy tirom, ponieważ na drodze zaraz za nim stoi zakaz wjazdu dla nich.

Lokalne media często piszą o peeselowskim nepotyzmie. Żona prezydenta Ostrowca Świętokrzyskiego Jarosława Górczyńskiego, zarazem posła PSL, bibliotekarka, dostała unijną dotację na budowę pensjonatu w sąsiedztwie krzyżtoporskiego zamku. Koleżanki z biblioteki liczyły, że przynajmniej zwolni się etat szefowej i któraś awansuje. Nic z tego. Żona prezydenta nadal pracuje w bibliotece, a pensjonat i restaurację prowadzi ktoś inny. Urząd marszałkowski nie rozumie zarzutów, przecież dotacje dostają wszyscy, którzy dobrze wypełnią wnioski. Ale właściciel zabytkowego pałacu koło Staszowa na jego remont dotacji nie dostał. (Żona marszałka, Mariola, pomaga wypełniać wnioski w jednej z podkieleckich gmin).

Dziennikarz lokalnego dodatku „GW” wyśledził, że prezydent Ostrowca zaproponował marszałkowi Jarubasowi członkostwo w radzie nadzorczej spółki Miejska Energia Cieplna. Marszałek, który do niedawna nie dorabiał do pensji, pobiera w Ostrowcu 3,4 tys. zł diet miesięcznie. Ale tę minę, mogącą mu w kampanii zaszkodzić, właśnie rozbraja. – Przekazuję te pieniądze na stypendia dla wiejskich dzieci – zapewnia.

Andrzej Pałys, były poseł PSL, dostał milion na poprawę konkurencyjności ekologicznej pralni żony w Solcu-Zdroju (zanim cokolwiek wyprała). Po medialnej burzy, dla dobra partii, żona z dotacji zrezygnowała. Jednak inni ludowcy uważają, że po to partia jest przy władzy, żeby swoim dawać pieniądze. Nigdy tego nie ukrywali.

Andrzej Szejna podkreśla, że samorząd lokalny jest w regionie głównym pracodawcą. Zatrudnia więcej osób niż lokalny biznes. Ale pracę dostają ludzie z PSL albo z partią związani. To buduje jej siłę. – W regionie świętokrzyskim frekwencja w wyborach samorządowych była wyższa niż w Kielcach – zauważa.

Sprawności w organizacji wyborów gratulował nawet władzom Michał Sołowow, największy lokalny biznesmen. Sam Jarubas przyznaje, że im lepszy wynik wyborczy partii, tym większe odczuwa ciśnienie jej działaczy, aby im się partia odwdzięczyła. Napływających do urzędu podań o pracę już nie liczy. Lokalne media piszą, że świętokrzyski urząd marszałkowski jest najkosztowniejszy w kraju.

O silnym upartyjnieniu urzędu marszałkowskiego mówi Wojciech Lubawski, bezpartyjny prezydent Kielc. Narzeka, że cierpi na tym miasto. Skonfliktowany z prezydentem marszałek wyciął z kontraktu regionalnego inwestycje, na których zależało władzom Kielc. – Wylotowa szosa na Warszawę pozostanie więc jednopasmowa – mówi prezydent.

Lotnisko dla każdego

Konflikt prezydenta Kielc i marszałka regionu przybiera czasem humorystyczną formę. Każdy z panów zabiega o pieniądze na „swoje” lotnisko. Jarubas na rozbudowę sportowego, z którego korzysta głównie biznesmen Michał Sołowow, Lubawski na budowę nowego. Mieszkańcy nie są pewni, czy potrzebne jest jakiekolwiek.

Adam Jarubas już wcześniej próbował wypływać na szersze wody. Dzięki bliskiej znajomości z europosłem PSL Czesławem Siekierskim nieźle poradził sobie jako szef sztabu przed eurowyborami. PSL dostało cztery mandaty, obroniło stan posiadania. Nikt nie wątpi, że marszałek ambicje ma spore, choć niekoniecznie dotyczą one prezydentury kraju. Znów zaczyna się mówić o jego wejściu do rządu. Oczywiście po dobrym wyniku PSL w wyborach.

Choć jednak marszałek coraz więcej czasu poświęca partii, to jest to czas opłacony przez urząd. Lokalne media świętokrzyskie wyśledziły, że odkąd Jarubas jest marszałkiem, właściwie nie bierze urlopu, nawet na kolejne kampanie na rzecz partii. Właśnie za zaległe 52 dni niewykorzystanego urlopu pobrał ekwiwalent w wysokości 30 tys. 800 zł brutto. Podobnie jak inni działacze. Przyda się na kampanię. PSL nie ukrywa, że liczy na datki sympatyków. Ci, którym partia dała pracę, będą musieli się odwdzięczyć.

Niektórzy lokalni politycy PO już szykują się do zmiany barw partyjnych, oczywiście na peeselowskie. Jeśli po wyborach parlamentarnych zabraknie dla nich miejsca w Sejmie, trzeba będzie wrócić w Kieleckie i poszukać pracy u Jarubasa.

Polityka 7.2015 (2996) z dnia 10.02.2015; Polityka; s. 17
Oryginalny tytuł tekstu: "Dziedzic"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną