U prezydenta spotykają się rodziny ofiar, które chcą upamiętnienia katastrofy niekoniecznie w centralnym punkcie Krakowskiego Przedmieścia. Prezydent Warszawy przedstawia konkretną lokalizację. Na dodatek MSZ informuje, że trwają uzgodnienia w sprawie pomnika w samym Smoleńsku (miał to być stumetrowy, gigantyczny mur) i upomina się o wrak, który być może wróci do Polski nawet do końca marca, w co uwierzyć trudno. Faktem jednak jest, że jeśli Rosjanie chcieliby w Polsce porządnej politycznej awantury, to zwrot wraku tuż przed rocznicą i wyborami prezydenckimi byłby zamysłem politycznie uzasadnionym i raczej przebiegłym.
Z tego ruchu na różnych frontach wynika na razie jeden konkret – lokalizacja pomnika. Obiektywnie zupełnie zresztą niezła, u wylotu ulicy Trębackiej na plac Piłsudskiego, jak łatwo przewidzieć, zostanie szybko oprotestowana. W końcu nie o róg Trębackiej chodzi, ale o miejsce centralne, przed samym Pałacem Prezydenckim. Powiedział to wyraźnie Jarosław Kaczyński, zanim jeszcze rodziny podpisane pod listem do prezydenta (z prośbą o rozwiązanie tej kwestii) zebrały się, aby porozmawiać o lokalizacji. Pomnik w wersji Kaczyńskiego ma być położony centralnie i ma być okazały. Przy Trębackiej będzie z boku (już pogardliwie mówi się, że „w miejscu pętli autobusowej”) i ma mieć formę skromniejszą. Tak więc kontrowersję mamy na samym wstępie. Albo, jak kto woli, mamy kontrowersji ciąg dalszy – przecież w kwestii lokalizacji zgody nie będzie. Ma być Krakowskie Przedmieście i już.
Prezydent najwyraźniej u progu kampanii wyborczej próbuje dowieść, że kwestii upamiętnienia katastrofy nie zaniedbuje. Choć formuła, że inicjatorami budowy jest część rodzin bliższa ideowo prezydentowi, nie jest najzręczniejsza.