Kilkuletnia dziewczynka chora na odrę trafiła niedawno do wrocławskiej kliniki pediatrycznej. To pierwszy od trzech lat potwierdzony przypadek tej niebezpiecznej choroby (której powikłaniem może być m.in. ostre zapalenie mózgu) odnotowany w tym mieście. Dziecko najprawdopodobniej zaraziło się wirusem odry w Berlinie. W stolicy Niemiec od jesieni ubiegłego roku odnotowano aż 600 przypadków tej choroby (początkowo głównie wśród imigrantów z Bałkanów, którzy nie szczepili się w czasie wojny w latach 90. ubiegłego wieku). Ale również w USA zachorowało w ostatnich tygodniach ponad 150 osób mieszkających w różnych stanach. Okazało się, że wirusa odry „łapali” goście Disneylandu w Kalifornii.
Takie lokalne epidemie tej choroby pojawiają się w ostatnich latach coraz częściej. Np. w Europie (Francja, Szwajcaria i Luksemburg) zachorowało w sumie kilkanaście tysięcy osób (a kilkanaście zmarło). Nie wynika to jednak z braku skutecznej szczepionki przeciw odrze, ale przede wszystkim antyszczepionkowej histerii. W USA 76 proc. osób, które zaraziły się wirusem w Disneylandzie, nie zostało zaszczepionych z powodów ideologicznych, a nie przeciwwskazań medycznych.
Jedną z głównych przyczyn wzrostu antyszczepionkowych nastrojów wydaje się publikacja z 1998 r. autorstwa brytyjskiego chirurga, która sugerowała, że trójskładnikowa szczepionka MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce) wywołuje u dzieci autyzm. Po latach okazało się, że lekarz badania sfałszował, a MMR jest bezpieczna. Mimo to oskarżenia szczepionek o powodowanie autyzmu i innych chorób u dzieci do dziś powielane są w internecie, mediach oraz przez niektórych celebrytów. Według brytyjskich naukowców media oraz ruchy antyszczepionkowe miały znaczący wpływ na wybuch lokalnej epidemii odry w Południowej Walii w latach 2012–13.