Wśród wielu nietuzinkowych postaci, które przewinęły się przez redakcję POLITYKI, był jedną z najbardziej kolorowych. Świetny dziennikarz, łączący reporterski talent z bardzo głęboką i solidną erudycją, a zarazem sportowiec z mistrzowskimi tytułami w wioślarstwie, obieżyświat i poszukiwacz przygód. Giełż potrafił pojechać w głęboki teren i przywieźć stamtąd pierwszorzędny reportaż, umiał też napisać tekst o sytuacji politycznej w jakimś dalekim kraju, posługując się aparaturą analityczną i wiedzą na najwyższym poziomie eksperckim. Był w nim zawsze jakiś młodzieńczy zapał, przeświadczenie o ważności tego, co się robi, entuzjazm czasem prawie naiwny.
Jego teksty gazetowe, wystąpienia radiowe i telewizyjne liczą się w tysiącach, napisał też kilkadziesiąt książek. Miał doskonałą, naukowego wręcz typu, orientację w wielu dziedzinach, między innymi w problematyce Trzeciego Świata. W czasach kiedy zaczynała się rozwijać jego dziennikarska kariera, była to często droga najlepszych.
Wojciech Giełżyński był stałym współpracownikiem POLITYKI w latach 1972–80. Kierował też wówczas działem azjatyckim w miesięczniku „Kontynenty”. Przedtem pracował w cieszącym się olbrzymią popularnością piśmie „Dookoła świata”, w tygodnikach „Współczesność” i „Panorama”. Debiutował w wieku lat 16 w niedługo potem zamkniętej peeselowskiej „Gazecie Ludowej”.
Bardzo zaangażował się w solidarnościową rewolucję 1980 r. Odszedł wówczas z POLITYKI, a po wprowadzeniu stanu wojennego działał w prasie drugoobiegowej – redagował miesięcznik „Vacat”, współredagował „Przegląd Wiadomości Agencyjnych”. Po 1989 r. pracował w „Tygodniku Solidarność”, zajmował się kształceniem młodzieży dziennikarskiej, w latach 1995–2006 był rektorem Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im.