Sąd cofnął do ponownego rozpatrzenia 89 zarzutów z aktu oskarżenia, chociaż mógł sam zmienić zaskarżony wyrok, przeprowadzić we własnym zakresie dodatkowe postępowanie dowodowe i zakończyć sprawę wyrokiem. Wybrał mniejszą odpowiedzialność, a to oznacza, że część zarzutów przedawni się i już nigdy nie zostanie osądzona. Stąd radość niektórych oskarżonych. Radość prokuratury wynika z faktu, że Sąd Apelacyjny uznał jej argumenty za zasadne. Przynajmniej częściowo.
Karalność niektórych czynów już się przedawniła podczas pierwszej odsłony procesu, który ruszył w 2006 r. i zakończył się sześć lat później. Kolejne cztery zarzuty upadły z powodu przedawnienia w trakcie sprawy apelacyjnej. Wyrok za 44 czyny z aktu oskarżenia Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy. Uchylił natomiast rozstrzygnięcie wobec 89 czynów, w tym w całości wobec Andrzeja Z., ps. Słowik, jednego z głównych oskarżonych, uniewinnionego w poprzedniej instancji.
Kiedy w 2012 r. sędzia Beata Najar ogłaszała w Sądzie Okręgowym wyrok w sprawie gangu pruszkowskiego, oburzenia nie krył świadek koronny Jarosław S., ps. Masa. Sędzia bowiem uznała, że zarówno jego zeznania, jak i innych koronnych, będące podstawą aktu oskarżenia, nie mogą być uznane za wiarygodne, bo nie zostały poparte innymi dowodami.
Teraz „Masa” może czuć satysfakcję, bo SA inaczej zinterpretował sytuację i uznał racje prokuratorskie, że dowody w postaci zeznań koronnych są istotne same w sobie, nawet bez innych dowodów. Problem w tym, że świadkowie koronni często zeznawali na temat wiedzy zasłyszanej, można rzec, powoływali się na plotki, a nie własne obserwacje.
Satysfakcja prokuratury jest trochę na wyrost, bo nawet SA częściowo przyznając jej rację, określił sukces oskarżycieli jako pyrrusowy. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zanim padnie rozstrzygnięcie w kolejnym procesie, większość zarzutów przedawni się. W gruncie rzeczy toczy się teraz wyścig wymiaru sprawiedliwości z przestępcami.
Temida i prokuratura niestety dosiadają ślimaka, są więc bez szans. SA w ustnym uzasadnieniu stwierdził, że przyczyną tej powolności wymiaru sprawiedliwości był gigantyczny akt oskarżenia, w którym początkowo wymieniono 57 sprawców przestępstw i wszystkich chciano osądzić w jednym procesie.
I chociaż kilkanaście osób dobrowolnie poddało się karze, i tak na ławie pozostało 40 podsądnych. SA uznał, że nie można sądzić w jednej sprawie zarówno za najpoważniejsze czyny, jak i za posiadanie trzech gram narkotyków, bo to powoduje rozmywanie się rzeczywistej odpowiedzialności i sprzyja przewlekłości procesu.
Nie wiadomo, kiedy rozpocznie się ponowny proces i kiedy nastąpi jego finał. Jedno jest pewne – niekończąca się historia rozliczania gangu pruszkowskiego nie zostanie zapisana w annałach jako przykład skuteczności aparatu państwa w walce z przestępczością zorganizowaną. Raczej będzie służyć jako ilustracja niemocy organów ścigania i sądownictwa.