Kraj

Chaos we mgle

Nowe zapisy z kokpitu tupolewa poszerzają wiedzę o katastrofie i potęgują zamieszanie

Czarne skrzynki TU-154 w laboratorium w Moskwie Czarne skrzynki TU-154 w laboratorium w Moskwie Alexander Natruskin/Reuters / Forum
Za sprawą ujawnionych przez RMF FM stenogramów ponownie możemy się przekonać, że w katastrofie smoleńskiej nie ma nic z romantycznego dramatu. Jest tylko polska swawola i lekkomyślność.

Obraz, jaki rysuje się z nowych zapisów rozmów w kokpicie, odczytanych przez ekspertów prokuratury, jest jeszcze bardziej ponury, niż sądziliśmy dotychczas. Ale jest jedynie uzupełnieniem wiedzy, którą już dysponujemy. Uzupełnieniem ważnym, bo biegłym udało się odczytać o jedną trzecią materiału więcej, ale i trochę ułomnym ze względu na oświadczenie prokuratury, która stwierdziła, że materiał RMF zawiera szereg nieścisłości.

Co z niego wynika? Nie zdawaliśmy sobie sprawy ze stopnia chaosu, jaki panował w kokpicie. Uderzające jest zachowanie pasażerów, którzy bezustannie, właściwie do momentu zderzenia z drzewami, wchodzili i wychodzili z kabiny, głośno rozmawiając. Można powiedzieć: na pokładzie trwał piknik i to nawet w czasie, gdy wszyscy powinni siedzieć w fotelach i mieć zapięte pasy. Dla kogoś, kto ma choćby niewielkie pojęcie o zasadach panujących na pokładzie samolotów pasażerskich, brzmi to wręcz przerażająco.

Wstrząsająca jest ta dezynwoltura pasażerów na tle coraz bardziej zdenerwowanych, niemal roztrzęsionych pilotów, którzy zdawali sobie sprawę z trudności zadania, jakie ich czeka, jakby podświadomie czując, że nie dadzą rady („To się nie uda” – mówi ktoś w kabinie). Mimo to za wszelką cenę - jak w amoku - chcąc dolecieć do lotniska („narwańcy” – rzucił ktoś, prawdopodobnie mając na myśli pilotów).

Prawdopodobnie dlatego, że – jak potwierdzają nowe zapisy – pracowali pod bezpośrednią presją dowódcy sił powietrznych. Gen. Andrzej Błasik (występujący w stenogramie jako DSP) był w kokpicie podczas podchodzenia do lądowania i wydawał polecenia („Śmiało, zmieścisz się”).

Naciskali też inni – dyrektor protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusz Kazana rzucił w pewnym momencie do załogi: „Będziemy próbowali do skutku” („Faktem jest, że my musimy to robić do skutku” – przypomina po kilku minutach gen. Błasik, a niezidentyfikowana osoba potwierdza: „Dokładnie!”). Załoga nie oparła się tej presji. Nie próbowała nawet dopytać, czy prezydent podjął jakąkolwiek decyzję w sprawie lotu na lotnisko zapasowe, co wcześniej proponował kapitan tupolewa.

Szkoda, że pełniejszy zapis pojawił się dopiero po pięciu latach od katastrofy. Źle, że nikt wcześniej nie zdał sobie sprawy, że zapis rejestratora głosów był niewłaściwie zgrany. Fatalnie, że opinia publiczna dowiedziała się o nowych ustaleniach za sprawą przecieku i to tuż przed piątą rocznicą tragedii, gdy emocje i tak rosną. Trzeba jednak podkreślić, że nie ma żadnych podstaw, by negować dotychczasowe ustalenia dotyczące przyczyn katastrofy – ani komisji Millera, ani biegłych prokuratury, o których śledczy niedawno poinformowali. Dzięki nowym dokumentom mamy tylko i aż pełniejszy obraz tego, co działo się w kokpicie tupolewa i dlaczego piloci nie zdecydowali się odlecieć na zapasowe lotnisko.

Nie można mieć jednak nadziei, że stenogramy zduszą smoleński ogień, który od pięciu lat trawi polskie życie publiczne. Wręcz przeciwnie – pewnie na nowo go roznieci. Stanie się dowodem na manipulacje ze strony władz i próbę „sfałszowania prawdy o Smoleńsku”. Pojawią się kolejne oskarżenia o manipulowanie nagraniami, „wściekły atak na ofiary”, „szarganie pamięci”, działanie „metodami Putina” etc. Rzecznik PiS Marcin Mastalerek zdążył już ogłosić, że to obrzydliwa gra katastrofą.

Smoleński mit zostanie wzmocniony, zgodnie ze znaną z fizyki zasadą, że akcja musi wywołać równą jej pod względem siły reakcję. Oburzenie na najnowsze ustalenia z pewnością będzie duże, bo słabszy odzew niejako z natury rzeczy poddawałaby w wątpliwość jedną z zasadniczych prawd wiary smoleńskiej religii, która zamyka się w słowach „kłamstwo smoleńskie”.

*

Więcej na temat katastrofy smoleńskiej w tygodniku POLITYKA, na rynku od 8 kwietnia.

 

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną