Zaskoczenie po nominacji Borysa Budki (l. 37) na ministra sprawiedliwości każe zapytać: z łapanki on czy z przemyślanej decyzji zrodzonej w głowie premier Ewy Kopacz? Premier tak rekomendowała nowego ministra: atutem jego jest doskonałe wykształcenie, doświadczenie zawodowe i młodość.
Ja bym jeszcze pożądał dwóch dodatkowych atutów: osiągnięć zawodowych i doświadczenia życiowego. Młodość od biedy mógłbym odpuścić.
Do wyborów osiem miesięcy, więc w kampanijnym politycznym przedbiegu Budka prochu w resorcie nie wymyśli. Na finiszowanie spraw (reform), które są w toku, lepszy wydawał się wiceminister Jerzy Kozdroń, z długim stażem poselskim i ministerialnym, który (de facto) od lat ten resortowy wózek ciągnie. Mówiło się, że funkcja ministra konstytucyjnego należy mu się bez dwóch zdań. Ciekawe – sam nie chciał tuż przed wyborami czy też takiej propozycji nie dostał?
Na pewno awans Budki nie jest efektem partyjnej kariery. W Platformie Obywatelskiej, której jest posłem od 2011 r. z gliwickiego okręgu, nie był nawet w drugim rzędzie. W parlamencie – medialnie nierozpoznawalny. Zaliczany do grupy, która bez rozgłosu robi swoje. Do pracowitych robotnic w gwarnym sejmowym mrowisku. Kopacz obserwowała go z pozycji marszałka Sejmu, stąd może taka, a nie inna decyzja. Ci, co zawsze wiedzą lepiej i szybciej, szepczą, że paru przed nim odmówiło.
Kim więc jest Borys Budka, następca Cezarego Grabarczyka, barona PO, jeszcze parę dni temu pierwszego sprawiedliwego? Prawnik, związany z Uniwersytetem Ekonomicznym w Katowicach, gdzie przed wyborami bronił pracy doktorskiej na temat: Kwalifikacje pracownicze w stosunku pracy. Niegdyś przewodniczący zabrzańskiej rady miasta, teraz mieszkaniec Gliwic. Media ostrzyły sobie pazury, gdy zabiegał o powołanie młodzieżowej rady miasta, żeby dopuścić do głosu w ważkich sprawach ludzi młodszych od siebie. Ale radni Zabrza odrzucili ten pomysł bez dyskusji.
Głośno stało się o Budce podczas ostatnich wyborów samorządowych, kiedy to PO wystawiła jego kandydaturę na prezydenta Gliwic. Przeciwko Zygmuntowi Frankiewiczowi, jednemu z protoplastów PO na Śląsku, któremu od lat z macierzystą formacją jest nie po drodze. Wiadomo było, że Budka idzie na stracenie. Z 11-proc. poparciem zajął trzecie miejsce. Frankiewicz zgarnął w cuglach urząd w pierwszej turze.
Gliwice są dla PO solą w oku, ale wśród partyjnych wyjadaczy nie było innych chętnych do pojedynku z prezydentem, który rządzi miastem ponad 20 lat. Budka się zgodził, więc być może w nagrodę wyjada teraz z rządowego słoika słodkie konfitury – szepcze działacz śląskiej PO. Zobaczymy, czy deser nie okaże się przesłodzony. I czy Budka ma dość charakteru, żeby kiedy trzeba, powiedzieć: pas. Wszak można być sprawiedliwym tylko wtedy, kiedy serce jest wolne od lęku – prawił mądrze Seneka Młodszy.
W zawodowym życiu Budka zajmuje się prawem gospodarczym, pracy, spółek i prawnymi aspektami gospodarowania nieruchomościami. W Sejmie zasiadał w czterech komisjach i podkomisjach. Zajmował się m.in. reformą postępowania cywilnego i prawem rodzinnym (ograniczenie władzy rodzicielskiej). Ostatnio angażował się w kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego. W Parku Śląskim pitrasili wespół śląski żur.
Potem na Facebooku Budka ładnie podsumował, że jeśli chodzi o żur, to prezydent jest otwarty na wszelkie sugestie. „Pierwszy Sprawiedliwy RP” z pasji jest maratończykiem. Teraz rozpoczął więc swój najdłuższy bieg. Może dobiegnie do mety. Czas pokaże, bo – jak widać – fotel ministra sprawiedliwości to mebel bardzo niestabilny.
Patrzę przychylnie na ministra Budkę. Piękny nie jest, ale może to i lepiej… W takich sytuacjach zwykle się mówi, że po owocach go poznamy. Tylko tak mało czasu na owocowanie.