Platforma na powyborczym kacu
„Nic się nie stało”, czyli Platforma wyciąga wnioski z kampanii Komorowskiego
Jakie wnioski wyciągnie PO z przegranych przez jej kandydata wyborów prezydenckich? Dla partii rządzącej kluczowe pytanie brzmi: czy umie i chce się zmienić. Jeśli tego nie zrobi, jesienią wyborcy odeślą ją do opozycji.
„Wszystko zostało przeanalizowane szczerze i w sposób pełny” – zapewniał po poniedziałkowym posiedzeniu zarządu PO szef jej klubu Rafał Grupiński. Premier Ewa Kopacz dodawała dziś, że „każdego dnia będziemy systematycznie zabiegać o wszystkich tych, którzy nie zdecydowali się oddać głosu na naszego kandydata”.
Co więc wynika z tej analizy? Pierwsze komentarze liderów Platformy pokazują, że do partii jeszcze nie doszło to, co się wydarzyło w ostatnią niedzielę. Słychać ogólniki o potrzebie „wsłuchania się w głosy Polaków”, „innego sposobu komunikowania się z Polakami”, ciężkiej pracy. Niektórzy próbują suflować, że to Bronisław Komorowski przegrał wybory, a nie partia i „nic się nie stało, Platformo, nic się nie stało”.
A stało się, stało. Platforma poniosła porażkę w pierwszych ważnych wyborach od dekady. Spory o to, czy to Komorowski przegrał, czy partia, są pozbawione sensu – obie odpowiedzi są prawdziwe. Polacy pokazali czerwoną kartkę całemu obozowi władzy.
I nie chodzi tu o marketingowe błędy w sposobie prowadzenia kampanii. Problem jest dużo głębszy – partia traci więź z wyborcami, co dobitnie pokazuje liczba osób, które głosowały wcześniej na PO czy Bronisława Komorowskiego, a teraz zostały w domu albo przerzuciły głosy na innych kandydatów.
Od partii odchodzą kolejne grupy społeczne. Platformę porzucili ludzie młodzi – sfrustrowani brakiem pracy, niskimi dochodami i brakiem bezpieczeństwa socjalnego. Zupełnie przepadł elektorat wiejski, co łatwo zrozumieć, gdy się sprawdzi, że poziom dochodów na wsi w ciągu ostatniego roku spadł o ponad 14 proc.
Nie twierdzę, że te problemy można było rozwiązać od ręki, ale po stronie rządu nie widać ani determinacji, by to zrobić, ani prób realnego dialogu z grupami, które nie są beneficjantami rządów PO.
Ostatnia niedziela pokazała też, że większość wyborców nie akceptuje stylu, w jakim Platforma sprawuje rządy. Powtarzane w internecie zdanie z podsłuchanej rozmowy wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej, że „tylko idiota pracuje za 6 tys. zł”, stało się symbolem oderwania partii rządzącej od społeczeństwa.
Być może to dobrze dla Platformy, że na powyborczym kacu od razu nie podjęła radykalnych decyzji. Referendum w sprawie JOW-ów pokazuje, że może to przynieść negatywne skutki. Ale do kluczowych wyborów do Sejmu pozostało już tylko pięć miesięcy – to bardzo mało czasu na to, żeby dokonać zmian i umieć je przekazać wyborcom.
Niedzielna porażka nie oznacza oczywiście końca Platformy. Ponad 8 mln wyborców, których zgromadził Bronisław Komorowski, to wciąż potężny kapitał. Pytanie tylko, czy parta będzie jeszcze umiała z niego skorzystać.