Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Stojaczek z kaktusem

Kuri kuri pasarenia, para paniana, mea neli, o troka troka besamija, para paniana me kudele. Tak z grubsza zapamiętałem do dziś dla mnie abstrakcyjne słowa nigeryjskiej, a może boliwijskiej albo jeszcze jakiejś innej piosenki ludowej, którą radiowęzeł Zakładów im. 22 Lipca (d. E. Wedel) codziennie dołączał do życzeń w trwającym na okrągło konkursie na socjalistycznych przodowników pracy. Był 1955 r., miałem 18 lat i woziłem herbatniki z fabrycznej piekarni do działu pakowaczek. 300 kobiet – na jednej zmianie – przez osiem godzin siedziało i zawijało ciastka w firmowe papierki.

Od pewnego czasu piosenkę tę śpiewam sobie coraz częściej. Tak się jakoś przyczepiła, bez większego sensu. Sentymenty, pomyślałem. Aż tu nagle w telewizji usłyszałem z ust pewnego polityka: „Kuri kuri pasarenia…”. To znaczy on powiedział coś po polsku, ale jakoś tak, że nie rozumiałem, co mówi. A brzmiało to tak:

„Ona to powiedziała trochę między wierszami, nazywam się Beata Szydło. Szydło, a nie popychadło, drugi plan. Bo wie pan, to jest taka bzdura, sterowanie nie polega na tym, że ktoś decyduje za kogoś, steruje, a wpływ, inspiracja. Ona prosiła o opiekę Kaczyńskiego, ona nie ukrywa tego i nie ma pępowiny niemowlęcia z matką, tylko jest premier czy prezydent, który ma nazwisko i ma to, co mają mężczyźni, i nie róbcie z tego kabaretu”.

Przytoczyłem tu słowo w słowo początek wypowiedzi Tadeusza Cymańskiego (Solidarna Polska, czyli Prawica Razem). W „Kawie na ławę” odpierał on zarzuty, że Beata Szydło nie będzie samodzielnym premierem. Ten jego wstęp nie wróżył niczego dobrego. I rzeczywiście, rozpędzony Cymański zakończył laudacją na cześć prezesa PiS: „Uważam, że każdy ma miłość własną, i on, i ja, i każdy z nas ma ambicje i aspiracje, ale zwłaszcza teraz, kiedy został tak doświadczony przez los… Proszę spojrzeć na Kaczyńskiego.

Polityka 26.2015 (3015) z dnia 23.06.2015; Felietony; s. 105
Reklama