Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Tischner najpierw był człowiekiem

Mija 15 lat od śmierci ks. Józefa Tischnera

Wojciech Druszcz / Agencja Gazeta
Jeśli stara zasada mówi, że nie ma ludzi niezastąpionych, to w przypadku Tischnera owa maksyma nie przechodzi próby czasu i rzeczywistości.

Dlaczego Tischner jest nie do zastąpienia? Dlaczego jego brak jest tak dojmujący dla naszego życia intelektualnego, społecznego i kościelnego?

Powiem najkrócej i zarazem najdobitniej, jak tylko potrafię: Tischner skupił w sobie wszystko to, co w polskości i katolicyzmie najlepsze. I zarazem nie miał ani jednej wady, którą polskość i katolicyzm ze sobą zdradza, jeśli ich nosicielami stają się samozwańczy patrioci i obrońcy ortodoksji.

A więc, po pierwsze, myślenie. Tischner powtarzał, że ten naród nigdy nie wojował myślą. Dlatego tak ogromną wagę przykładał do wysiłku intelektualnego, jakby chciał pokazać, że myślą Polak wojować może, że rozmowa z wybitnymi intelektualistami – Paulem Ricoeurem czy Charlesem Taylorem – nie jest żadnym luksusem, ale naszym, polskim, obowiązkiem.

Żywił przekonanie, że nie chce nad człowiekiem innej władzy niż władza myślenia, bo to jedyny rodzaj władzy, który nie tyle człowieka zniewala, ile wyzwala. Dlatego nas, swoich studentów, zachęcał, by nie rozstawać się z Platonem, Heglem czy Levinasem, przekonując: „Nie ma innego sposobu stania się człowiekiem myślącym, jak rozmiłowanie się w cudzej myśli”. Rozmiłować, znaczy podjąć rozmowę, dialog, który wiedzie do prawdy.

Po drugie, polskość. I znów: Tischner był tyleż lokalny – wiadomo – Podhale i Tatry – ile uniwersalny, sale wykładowe Austrii, Niemiec czy Francji. Zakorzeniony w polskości do cna, zszyty z nią na dobre i złe, potrafił zarazem te polskie doświadczenia przenieść na wyższy, uniwersalny poziom, opisać je tak, że nabierały powszechnego charakteru, stając się zrozumiałe i dla Niemca, i dla Amerykanina. Tak należy czytać „Etykę solidarności”.

Reklama