A jednak
Proces byłego abp. Józefa Wesołowskiego to sygnał: zero tolerancji dla pedofilii w Kościele
Zgodnie z zapowiedzią złożoną w połowie czerwca przez ks. Federica Lombardiego, rzecznika Watykanu, 11 lipca rozpoczyna się przed Trybunałem państwa – miasta Watykan – proces karny byłego księdza i arcybiskupa Józefa Wesołowskiego. Duże znaczenie symboliczne i moralne procesu Wesołowskiego (66 lat) polega na tym, że Kościół wysyła sygnał: zero tolerancji dla drapieżców seksualnych w sutannach, nawet w szatach biskupich.
Gdy piszę te słowa, nie wiadomo jeszcze, czy oskarżony będzie obecny na sali rozpraw. Na razie nie został umieszczony w areszcie śledczym. Ma zarzuty wykorzystywania seksualnego nieletnich (głównie biednych chłopaków pucybutów) i posiadania wielkiej kolekcji pornografii z udziałem dzieci. Zarzuty dotyczą lat 2008–2013, kiedy Wesołowski był nuncjuszem (ambasadorem) papieskim w Republice Dominikańskiej.
W 2013 r. został w trybie nagłym wezwany do Rzymu i stamtąd już na karaibską wyspę – raj dla zamożnych pedofilów – nie wrócił. Dzięki nagłemu odwołaniu uniknął stanięcia przed dominikańskimi prokuratorami i sędziami. Ktoś w Watykanie go ostrzegł? W zeszłym roku Wesołowski został wydalony ze stanu kapłańskiego.
Do zarzutu kupowania usług seksualnych u nieletnich doszedł zarzut posiadania pornografii w okresie, gdy były dostojnik przebywał już w Rzymie. Nie wiadomo, czy kolekcję systematycznie powiększał o nowe zdjęcia, czy korzystał ze zbioru zgromadzonego wcześniej. Nie wiadomo też, czy proces zajmie się także zbadaniem, czy Wesołowski uprawiał pedofilię, pełniąc obowiązki dyplomaty watykańskiego w innych placówkach – w Boliwii i państwach byłej radzieckiej Azji środkowej. W każdym razie jest co badać i proces zapewne potrwa dłużej. Tym bardziej, że jest precedensowy.