Brzeszcze, gminę miejsko-wiejską na pograniczu Małopolski i Śląska – rozsławił na początku roku strajk górników z przeznaczonej do likwidacji kopalni noszącej imię miasta. Każda tona węgla, którą ufedrowali, przynosiła ok. 250 zł strat, więc dla właściciela państwowego powód do zamknięcia był – nawet przed wyborami. Ale jest jeszcze druga strona medalu. Brzeszcze zatrudnia ponad 2 tys. osób w samej kopalni, kolejne tysiące pracują w usługach okołogórniczych. To w zasadzie całe miasto. I wszystko w nim opiera się na tej jednej węglowej firmie. Wisi na niej i miejscowa pani fryzjerka, i jej sąsiadka nalewająca piwo. Desperacki strajk na dole i rozpaczliwa postawa żon i matek na powierzchni – skłoniły premier Ewę Kopacz do zajęcia się sprawą. Światełkiem w tunelu dla kopalni Brzeszcze miało być jej włączenie do Grupy Tauron.
Wtedy jeszcze żadne znaki na niebie i ziemi nie mówiły, że Jarosław Kaczyński wskaże Beatę Szydło na premiera po ewentualnym wygraniu przez PiS wyborów. A Szydło to brzeszczanka, która przed wejściem do wielkiej polityki była tutaj przez rok dyrektorem ośrodka kultury, a przez siedem lat (1998–2005) – burmistrzem. Mówi się więc, że rządziła Polską w pigułce. Trzeba tu było odpowiadać na proste pytania: jak to będzie z górnictwem, którędy pociągnąć drogę, żeby wszyscy byli zadowoleni, i co zrobić, aby nie zalało, bo gmina leży między Wisłą i Sołą. Dlatego dzisiaj, kto tylko może – rzuca się na ten czas zarządzania Brzeszczami i próbuje rozłożyć go na czynniki pierwsze. Co po sobie zostawiła Szydło (z d. Kusińska) i jak ta spuścizna prezentuje się na tle Ojczyzny?
Cóż powiedzieć? Jeżeli odrzucimy złośliwe memy pokazujące Brzeszcze w gruzach, przy których zrujnowana Nowa Sól to niemal Las Vegas – to poważne opinie są.