Najpierw idzie to wolno, krokiem dziecka przechodzącego z klasy do klasy, a potem fiuu! A więc, drogie dzieci, jeśli czytacie nasz tygodnik, to posłuchajcie. Oto znów rozwiera się przed wami wielka paszcza Szkoły. Prosi w swą czeluść, usłaną szarfami, krzyżami i gazetkami ściennymi mówiącymi o tym, że „nic, co ludzkie…”, o świętości patrona (dla ponad 1200 szkół tego samego – Jana Pawła II) i w ogóle, że „Bóg, honor i ojczyzna”.
Otóż wszystko, co ludzkie, jest tu obce. Dowiecie się, że Słowacki wielkim poetą był. A potem, że „Słowacki wielkim poetą był” to „sarkastyczna Gombrowiczowska krytyka anachronicznych metod nauczania”. Wychowywani na starych maleńkich przemądrzalców (co w pewnych kręgach, zwanych dawniej drobnomieszczańskimi, uchodzi za postępowość i w ogóle „wysoki poziom”), nie będziecie już nawet brać pod uwagę ewentualności, że Słowacki naprawdę wielkim poetą był, a Gombrowicz wielkim pisarzem. Waszym zadaniem będzie po prostu odnaleźć w necie możliwie najbardziej zwięzłe sformułowanie tego, co jako swoje „własne zdanie” macie powiedzieć lub napisać w szkole, żeby się od was odchrzaniono. Nikt nawet nie spróbuje was przekonać, że ma to jakikolwiek sens, poza ścisłą potrzebą praktyczną: potrzebą nauczyciela, żeby „zrobić program” i mieć z głowy, oraz potrzebą ucznia, żeby zdać i mieć z głowy.
W szkolnym świecie, w którym nic nie jest naprawdę i wszystko jest „ściemą”, życie redukuje się do interesu. Dlatego szkoła to nie szkoła matematyki, literatury i biologii, lecz przede wszystkim szkoła życia.