Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Były prezydent Olsztyna skazany za gwałt. Dlaczego dopiero teraz?

Agencja Gazeta
Proces trwał długo, ale wyrok wreszcie zapadł. W międzyczasie zmieniło się prawo, zmieniła się też mentalność. Na szczęście.

5 lat za gwałt w Olsztynie. Prawie 10 lat po tamtym głośnym wydarzeniu przed sądem w Ostródzie zapadł wyrok. Chodziło o gwałt na pracownicy, która była wówczas w 7 miesiącu ciąży, oraz molestowanie wielu innych podległych sobie kobiet.

Proces trwał na tyle długo, że zarzuty o molestowanie przedawniły się. Ale obronił się ten najważniejszy – gwałtu. Były prezydent Olsztyna, prócz więzienia, ukarany został także 6-letnim zakazem pełnienia funkcji w samorządzie, co oznacza, że będzie musiał złożyć mandat radnego, oraz 5-letnim zakazem zbliżania się do ofiary.

To mniej, niż chciała prokuratura (wnioskowano o 10 lat więzienia plus dodatkowe kary), ale więcej, niż przypuszczano. Gdy w 2008 r. po raz pierwszy publicznie padło oskarżenie, prawie nikt nie dawał mu szans. Olsztyńscy prawnicy przekonywali i ówczesnego prezydenta, i ofiarę, że dowodów brak. Bo co to za dowód, mówili, wymaz plus zeznania? Badanie medyczne, dodawali, udowodni co najwyżej, że doszło do zbliżenia. A więc prezydent może być spokojny. Także gazety (prócz „Wyborczej”) pisały dość ostrożnie: że jest wielu, którzy uważają, że to gra partyjna. A sam skazany czuł się na tyle pewnie, że jeszcze w 2014 r. po raz kolejny wystartował w wyborach na prezydenta Olsztyna. Przegrał – ale zdobył 49 proc. głosów.

Tymczasem jednak w Polsce zmieniło się prawo. Powoli, ale jednak, zmieniała się też mentalność. Gdy w 2013 r. nowelizowano kodeks karny, uznając (wzorem rozwiązań większości państw europejskich), że gwałt będzie przestępstwem ściganym z urzędu, już prawie nie pojawiały się głosy, że to niedorzeczne. Że jeśli spódniczki nie będą za krótkie – i tak dalej.

Być może, choć po części, do opinii publicznej przemówiły wyniki coraz częściej publikowanych badań.

Reklama