W tym roku szczególnie często pojawia się opinia, że politycy „traktują wyborców jak idiotów”. Kampania szyta jest tak grubymi nićmi, jak chyba nigdy dotąd. W politycznym obiegu funkcjonuje brawurowe określenie, przypisywane Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, iż dla opinii wyborców „nieważne, czy się robi, czy mówi”. Inna, bardziej znana maksyma, powszechnie kojarzona z dawnym spin doktorem PiS Jackiem Kurskim (choć ten się wypiera), głosi, że „ciemny lud to kupi”.
O tym, jak traktowany jest elektorat, świadczy również nonszalancja politycznych marketingowców, którzy nie ukrywają swoich chwytów i celów, mówiąc o nich bez skrępowania w mediach. Przyznają na przykład, że prezes będzie właśnie „ocieplany” lub „wycofywany”, albo – po drugiej stronie – że Platforma bierze kogoś na listy wyborcze po to, aby pozyskać lewicowy czy konserwatywny elektorat. O przewidywanych reakcjach społeczeństwa mówi się zatem otwartym tekstem, najwyraźniej bez obawy, że społeczeństwo się w tej manipulacji w końcu zorientuje i pokaże gest Kozakiewicza.
Jest nawet gorzej, bo jawnie oceniane są, i to z podziwem, wszystkie chwyty, które świadczą o sprawności kampanijnej i o umiejętności robienia ludzi w balona. Zapytany o to kiedyś jeden z polityków, odpowiedział, że ludzie nie uchronią się przed instrumentalnym przekazem, bo działa tu zasada znana z marketingu komercyjnego, która głosi, że nawet znajomość metod manipulacji nie uodparnia odbiorcy na ich działanie. Politycy zatem mówią tak: manipulujemy tobą, wiemy, że ty wiesz o tym, ale też wiemy, że i tak jesteś wobec tego przekazu uległy. Zwłaszcza że są i inne cechy wyborców, w które wierzą partyjni spece od socjotechniki i zamierzają z nich korzystać.