Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Trzask łamanych pieczęci

Broni się jeszcze z wież Alpuhary Almanzor z garstką rycerzy… Wypędzeni z Europy na wieki, wracają do niej, gdy wieki przeminęły.

Lecz lęk przed Maurem, zakarbowany w teutońskich i frankijskich duszach z górą tysiąc lat temu, dosięga nas z czeluści dziejów. Dręczy nas jak gotycka mara wizja zbrojnego wyznawcy proroka ze złym ogniem w oku. Konny on i w turbanie, łyska jeno bielmem ślepi i zębów, a miecz jego srogi, jak wyroki Pana. Czy nie dość byliśmy wierni, że zesłał tę mauretańską klęskę na chrześcijański, bogobojny padół?

Lękając się niezłomnej wiary Maurów, widzimy w nich własnych przodków, którzy z tym samym bożym zapałem szli hordami na wschód, mordując, paląc i łupiąc w imię krwi Mesjasza. Zastygli w przeszłości synowie ofiar tego zapału, sprawują poprzysiężoną nam zemstę. Oto więc i są znowu. Pukają do naszych bram. Powracają, aby budować Królestwo Boże na ziemi. To samo, na które czekają i chrześcijanie, chociaż już o nim zapomnieli.

Nastał czas zapłaty za letniość wiary. Jak Żydzi patrzyli w osłupieniu, gdy pośród milionów krzewiła się ich mesjańska nadzieja i gdy przeciwko nim samym się zwracała, tak chrześcijanie pojąć nie potrafią, że ktoś ważył się napisać Trzecią Księgę i jeszcze nowsze zawrzeć z Wiekuistym przymierze. Jakże to? Czyż Bóg nas opuścił i na koniec wybrał Arabów? Z pewnością sami sobie jesteśmy winni. Czyż więc ten ich Allah to nasz Bóg, którego tamci nam odebrali? Czy może nasz Bóg, zdradzony przez nas, naprawdę objawił się na nowo tam, na Swojej pustyni? Nie wiadomo. Ale nikt tu nie waży się nazwać Arabów niewiernymi.

Nasz lęk przed islamem to nie tylko atawizm pozostały po dawnych traumach i religijnej zmianie wart.

Polityka 42.2015 (3031) z dnia 13.10.2015; Felietony; s. 104
Reklama