Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dwudziesty piąty

Za chwilę znów 25 października. Tym razem niedziela. Oby nie doprowadziła do tragikomicznej farsy, o której w Hollywood nakręcą kilka prawdziwych filmów.

Kiedy
     odmierzam
           dni, którem przeżył,
szukające –
     gdzie gorejący wątek,
ten sam październik
     staje jak świeży,
dwudziesty piąty –
     to był początek.

To fragment poematu Majakowskiego „Włodzimierz Iljicz Lenin”. Powstał już po śmierci wodza proletariatu. Stalin oprawił Lenina w szkło i wystawił na widok publiczny w mauzoleum. Tak leży do dziś. Szyją mu tylko co jakiś czas nowy garnitur, a mumię odświeżają, by nie zeżarły jej pasożyty, bakterie czy inne pierwotniaki. Jak widać, te chorobotwórcze organizmy są groźne nie tylko dla współczesnych nam geniuszy, ale i dla tych od dawna już tylko wiecznie żywych.

Ale ja nie o tym chciałem. 25 października. Czwartek. Tak, tak, czwartek, bo rok był 1917. Dzień wcześniej bolszewicy obstawili strategiczne punkty Petersburga – dworce kolejowe, budynki poczty, centrale telefoniczne, banki i mosty. Co ważne – bez strzelaniny. Dowodził nimi bohater cytowanego poematu, właściciel i nosiciel bakterii Treponema pallidum, który jako uchodźca ze Szwajcarii wlókł ją ze sobą przez Skandynawię i Niemcy aż do Petersburga. Bolszewicy, gotowi, by przeprowadzić zamach stanu, czekali na sygnał. W ich rękach była „Aurora”, krążownik, który miał ostrzelać siedzibę rządu tymczasowego, a wesprzeć go artyleryjskim ogniem miała Twierdza Pietropawłowska. Tymczasem ministrowie rządu wylegujący się na kanapach Pałacu Zimowego liczyli na cud. I się nie przeliczyli. „Aurora” strzeliła do nich raz, i to ślepym nabojem, bo innych nie miała.

Polityka 43.2015 (3032) z dnia 20.10.2015; Felietony; s. 105
Reklama