Łukasz Zbonikowski zdobył sejmowy mandat wbrew swojej macierzystej partii, która wzywała go do rezygnacji ze startu w wyborach, a także wbrew żonie i teściowej, które nie życzyły mu dobrze, a wręcz, jak twierdzi, chciały mu zaszkodzić. Najpierw prezes PiS łaskawie umieścił go na liście, choć jest objęty prokuratorskim postępowaniem w sprawie zagranicznych wyjazdów opłacanych przez Sejm. Śledztwo w sprawie kilometrówek dotyczące szefa toruńskich struktur planowano umorzyć w sierpniu, więc do czasu zatwierdzania list wyborczych Zbonikowski miał zostać oczyszczony. Jednak w połowie sierpnia do prokuratury wpłynęło pismo z wnioskiem o przesłuchanie nowych świadków i śledztwo wydłużono. Zbonikowski twierdzi, że wniosek ten złożył wyrzucony z PiS Zbigniew Girzyński (bezskutecznie startował jako niezależny kandydat na senatora), czemu ten zaprzecza.
W końcu Łukasza Zbonikowskiego zawieszono w prawach członka partii, a PiS wycofało mu rekomendację, gdy do prokuratur – chełmińskiej i włocławskiej – wpłynęły zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Zbonikowskiego (żona oskarżyła go o pobicie i zabranie jej telefonu komórkowego). Choć prokuratura umorzyła sprawę, gdy żona wycofała oskarżenia, PiS nadal wzywało Zbonikowskiego, by złożył w PKW oświadczenie o wycofaniu się z wyborów. Zbonikowski odmówił i startując z trzeciego miejsca w okręgu toruńskim, uzyskał 8949 głosów, co dało mu mandat. Formalnie jest jeszcze w PiS, ale wkrótce Komitet Polityczny najpewniej usunie go z partii.
PiS razem z jego mandatem ma w Sejmie 235 głosów, ale zachowa większość i bez niego. – Zbonikowski bez zaproszenia przyjechał na konwencję PiS do Bydgoszczy. Wypatrzył go prezes Kaczyński i z mównicy powiedział, że na sali jest osoba, której być tutaj nie powinno, która bezprawnie korzysta z logo Prawa i Sprawiedliwości.