Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Czy Warszawa odprawi Grażynę Kulczyk z kwitkiem?

Przemysław Graf / Reporter
Grażyna Kulczyk chce w stolicy zbudować imponujące muzeum, w którym znalazłyby się jej – nie mniej imponujące – zbiory. Mam poważne obawy, czy to się uda.

Najpierw próbowała – przypomnę – w Poznaniu. Z genialnym, gotowym już projektem architektonicznym słynnego japońskiego projektanta Tadao Ando i sensownym biznesplanem. Niestety, w złym momencie (zawirowania wokół osoby jej byłego męża), więc plan upadł.

Teraz próbuje w Warszawie i coś przeczuwam, że to jej ostatnie podejście do tego projektu. Jeśli i tu się nie powiedzie, to zapewne spakuje zabawki i radość będą mieli Szwajcarzy, bo i tam przygotowuje ona powierzchnie wystawowe w starym górskim, nieczynnym już browarze. A prawdopodobieństwo, że znów może zostać odprawiona z kwitkiem, są – niestety – bardzo duże.

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak stwierdził, że pismo od kolekcjonerki wpłynęło do Urzędu Miejskiego miesiąc temu. Mija się z prawdą. Trafiło ono na biurko Hanny Gronkiewicz-Waltz w końcu czerwca. Urzędnicy miejscy deliberują więc nad tą propozycją od pięciu miesięcy i – według zapowiedzi – pomedytują jeszcze co nieco.

Świetnie rozumiem, że tego typu oferta wymaga przeanalizowania szeregu czynników i zabezpieczenia własnych interesów, ale – umówmy się – nie jest to Protokół z Kioto, by w nieskończoność debatować nad szczegółami. Wyjściowe stanowisko można zająć bardzo szybko, trzeba tylko chcieć. A władze stolicy stosują – jakże typową dla Platformy Obywatelskiej w minionych latach – strategię przeciągania i odwlekania, z nadzieją, że sprawa przyschnie i nie trzeba będzie podejmować już żadnej decyzji. Ani na „tak”, ani na „nie”, ani nawet na „tak, ale…”.

Tę wyjątkową opieszałość może tłumaczy (ale na pewno nie usprawiedliwia) kilka okoliczności.

Reklama